sobota, 28 września 2013

12. Prawda...

Szli miarowym krokiem. Wchodzili do sali tronowej, która była nieco inna. Mianowicie, nie było jednego Witraża. Widocznie okna są dorabiane zaraz po śmierci władcy. Tak czy owak, zostaliśmy przeniesieni o 675 dni wstecz. Akurat do "feralnych dni". To w tych czasach zdarzył się początek całej historii, naszej ognistej królowej, Amber."Zaraz, zaraz...co się dzieję?"
Było ich troje.Po lewej stronie szła dostojnym krokiem, wysoka kobieta, o długich, białych włosach, ubrana w niebieską suknie z ogromnym dołem. Jej cera była lśniąca jak srebro i odcieniem przypominała skórę Gaeliora. To była zapewne jego mama. Widać było między nimi dużo podobieństw. Zwłaszcza skóra i oczy. W środku,natomiast, szła za rękę mała dziewczynka, o różowych policzkach i jasnej cerze. Włosy jej były z rodzone z ognia, a oczka miała jak duże rubinki. Od razu poznałem, kto to. Przecież, to Królowa. I pomyśleć, że wtedy jeszcze wyglądała jak dzieciak.
-Wooow...-powiedział Wildkeeper, gdy spojrzał na mężczyznę po prawej. Nie dziwię mu się. Miał czerwoną skórę, brąz unoszące się w powietrzu włosy i oczy, z których biły płomienie. Na jego twarzy malował się spokój, ale jednocześnie gniew. Ponadto efekt, dodatkowo dawał ubiór postaci. Na głowie, korona, szyja ozdobiona amuletem w kształcie smoka, ubrany w czarną szatę bez rękawów do stóp, na której był wymalowany smok. Na dłoniach rękawiczki bez palców, a na ramionach...łuski. Tak samo na twarzy Co ciekawsza, z pleców wyrastały mu para, czerwonych, ogromnych skrzydeł.
-Wprowadzić go !-zagrzmiał gwarowy głos, ojca Amber. Po chwili, do sali wprowadzono małego, chuderlawego chłopca, o cerze jak morze, a oczach jak jagody. Na głowie wiła mu się rozczochrana czupryna, a jego ciało opatulały liczne blizny i rany. Co do ubioru był on można, by tak rzec... okropny. Poharatany podkoszulek, spodnie po workach kartoflanych, a na rękach i nogach okowy z grubym łańcuchem. Sam widok, sprawiał smutek i żal..., ale jeszcze większe zdziwienie do mnie dotarło, gdy zdałem sobie sprawę, kim to dziecko jest. To był Gaelior. Aż trudno uwierzyć, że takie małe, wychudzone coś to własnie on. Ale, cóż...dojrzewanie matka, przemian. Wracając do akcji, dzieciak stał około metr od króla i patrzył na niego jak przez mgłę. W tym momencie, brązowowłosy mężczyzna, wykonał gest, kreśląc coś, na kształt pentagramu. Nie minęła nawet sekunda, a gdy skończył pod chłopcem pojawił się słup ognia, który wyleciał na wysokość trzech metrów, pochłaniając go całego w ogniu.
-Dość mój mężu...- próbowała zaprotestować, jego żona, łapiąc go za ramie. On jednak, odtrącił ja jakby nigdy nic na podłogę i dalej ciskał ogniem w swoje własne dziecko.
-Co za wariat...-powiedział Wildkeeper z obrzydzeniem. Sam również nie byłem fanem takich widoków. Przyznam lubię horrory, ale to nie oznacza, że jestem sadystą, po prostu...strach czasem jest lepszą rozrywką od śmiesznych filmów. Moje rozmyślanie przerwał Gaelior:
-Nie wariat...Ojciec z Tradycją. On przecież...
-Nie wygaduj bzdur !- przerwała mu ognista królowa.- Przecież dobrze wiemy, że to nie prawda. Chłopak ma rację, to wariat ! nikt o zdrowych zmysłach nie skusiłby się do zrobienia czegoś tak okrutnego !
-Pfff-odparował Starszy brat, co zapewne było jego jedynym argumentem, po czym przypatrywał się dalej.
 Zapewne chłopak był już grzanką...lecz, nagle ogień jakby rozprysł się i zniknął w powietrzu. Ojciec wyprostował się, po czym z niebywała prędkością doskoczył do  małego Gaeliora i wykonał potężne kopnięcie w brzuch. Chłopiec upadł...przez chwilę mną wstrząsnęło. Patrzyłem na jego chuderlawo ciało i wyobraziłem sobie, jak to możliwe, ze takie małe ciałko przetrwało takie katusze. I nagle usłyszałem, tylko groźny, pełen spokoju,ale i również pełen nienawiści głos z ust jego Ojca :
-Wstawaj.
Dzieciak wzdychał ,a z jego ust płynęła stróżka krwi. Nie mógł nawet wydobyć z siebie słowa. Klęczał tak prze chwilę, lecz niespodziewanie wstał na nogi. Trząsł się niemiłosiernie, a z jego ust ociekała krew. Był wyczerpany, poraniony i wyniszczony od wewnątrz. Ledwo co mógł stać. W między czasie, spojrzałem na małą Amber. Była sparaliżowana. Nie wiedziała co się wokół dzieję. Jej źrenice, które przypominały teraz czarne kropki, trzęsły się niemiłosierni, a do oczu napływały łzy. Matka również stała przerażona, nie mogąc złapać tchu. Widocznie, nie tylko dla nas, ten widok był porażający.
Staliśmy jeszcze tak przez dobrą chwilę i obserwowaliśmy, co się dzieję, aż w końcu usłyszeliśmy, cichy dziecięcy, głos. Należał do chłopca.
-Ta..to. Disastrous Fate: Soul Dance !- wtedy, wokół chłopca pojawiła, się niebieska energia, która lewitowała, otaczając go i rosnąc. W końcu przybrała rozmiar kuli do kręgli i poleciała, atakując Ojca królowej i Gaeliora. Był to widok dość niezwykły, bowiem kula po każdym uderzeniu, wracała do swojej normalniej formy i przeprowadzała szturm. Po chwili, energia przeszła przez ciało mężczyzny. On skulił się i widać było, że poczuł jakiś ból. Dobrze mu tak... I wtedy się zaczęło. Skrzydła rozprostowały się, szyja wydłużyła się, paznokcie, stały się szponami, Ponadto wyrósł ogon. Dodatkowo, zacząłey postawac łuski i wyglądał teraz, jak...smok.
-Mały Głupcze !-zaczął silnym rykiem, który nawet królową, zamroził.-Czy ty wierzysz, że mnie pokonasz ! Po cóż, cię w domu chowie, po cóż ci daję jadło...
-D O Ś Ć !-krzyknęła kobieta z tyłu. Tym razem jej ciało, stało się eteryczne. Lewitowała i unosiła się ponad ziemię, a z jej pleców wyrosła masa dłoni. Były one długie i mało widoczne. Z każdą chwilą, zaczęło ich przybywać, i w momencie, gdy chyba skończył się limit na wytwarzanie ich, wykrzyknęła:
-Disastrous Fate: Last Reprieve
Nawet nie minęła chwila i dłonie poleciały przygniatając, całe ciało mężczyzny. Zaczął on upadać, ledwo co oddychając i wyglądał, jak zwierze ujarzmione i schwytane przez sidła łowcy. Ale... to tylko złudzenie...w rzeczywistości, Mężczyzna udawał. Po chwili wstał i wyśmiał, żonę:
-Za co ja wyszedłem ?!-mówił śmiejąc się szyderczo-Za wojowniczkę, czy próchno ?
Po czym doleciał i wymierzył solidny cios w brzuch pięścią. Kobiecie wyleciała krew z ust i padła na ziemię. Leżała tak przez chwilę i przestała się ruszać. Wtedy usłyszałem krzyk i płacz. Była to malutka Amber, która podbiegła do swojej mamy i krzyczała aby zareagowała. Matka...nie odpowiadała. Tylko trzęsła się i wyglądała na coś w rodzaju rośliny, która umie kręcić swoimi płatkami w rytm muzyki... 
-A myślałem, że pozostaniesz mi wierna...Tak bardzo w to wierzyłem...
-J A K mogłeś !- krzyknął za nim młody Gaelior. Z oczu leciał mu potok łez, a na jego twarzy powstały czarne symbole. Potem przeszły po, rękach, korpusie i nogach. całe go oblepiły. Spojrzałem, na teraźniejsze rodzeństwo. Mieli szeroko otwarte oczy i patrzyli na to z przerażeniem. Widocznie wspomnienia miały na nich większy wpływ niż myśleli. A wracając do akcji...ponowne rozczarowanie. Ojciec nawet się nie wysilił...prze teleportował się z niebywałą prędkością i narysował przedziwny symbol na klacie syna. Po chwili symbol wybuchł, a ciało dziecka wleciało w ścianę jak nóż w masło. Smok, miał już podejść i wykonać ostateczny cios, gdy usłyszał za swoimi plecami dziecięcy krzyk:
-Nie rób mu krzywdy!
-C..o?-  zadał pytanie ironicznie.-Jak śmiesz mi przeszkadzać, chcesz skończy jak twoja Mama ?!
-...
-Też tak myślę.- po czym odwrócił się i szedł znowu , do chłopca. jeden krok, dwa, trzy...stop. Zatrzymał się a jego stopa powędrowała, kończąc jego żywot. Został przebity magmową włócznią. Na końcu jej były trzy płonące piórka.
-Mówiłam, abyś nie robił mu krzywdy...-powiedziała dziewczynka, z żalem w głosie. On jednak, tylko w odpowiedzi uśmiechnął się i rzekł:
-Klątwa, klątwą, zmora, zmorą, zaklinam mych morderców, niech mój nekrolog sięga ku boskich ogni, a serce...popieli...duszę wrogów...Na mocy mej duszy, sprzedaję swą moc, aby czyste zło spadło na tą krainę, aby ziemia a zamarła, a moje dzieci tkwiły w okresie buntu i nie mogli niczego zrozumieć.
W tym momencie Dziewczynka i chłopiec, stanęli w żywym ogniu, a po chwili dało się słyszeć okrzyk agonii. Oni, zaraz zginą...lecz cóż to ! Oni zmienili się, mała dziewczynką, była już starsza, a chłopiec, zmężniał i przypominał nastolatka. Ziemia zaczęła się trząść budynek słabł, a z każdą chwilą coś się zmieniało. Jakby Pałac, sam zaczął się zmieniać. Nie...on się zmieniał. Na ścianie, zaczął tworzyć się kolejny witraż, pojawił się on dość szybko, bo po chwili widniał, na ścianie. Ogromny przedstawiający wielkiego smoka, z amuletem na piersi. Podczas tych całych zabiegów, miałem wrażenie, że ciemność, zaraz wszystko pochłonie, lecz niespodziewanie usłyszałem z ust dawnej Amber:
-To wszystko twoja wina. To wszystko twoja wina...Gorgono.
Zamarłem. Ona odwróciła się w moją stronę. Ja momentalnie rozejrzałem się i...nikogo nie było. Zostałem sam jak palec...samotny. Ona podchodziła do mnie, powolnym krokiem. Zacząłem uciekać, lecz nagle poczułem ostry ból w okolicach łydki. To był nóż. Wbity miałem głęboko w łydkę. Krew lała się bez przerwy, a ja stałem jak słup. Wszystko traciło swoje kolory...aż w końcu nadeszła pustka...
-Paul !
-hmmm...
-Ocknij się ! Paul-słyszałem krzyki. Był to głos Lidki. Stała nade mną, a obok niej był Dziad i Alex.
-Co się stało?-zapytałem się, czując jak ból głowy rozsadza mi mózg. Ku mojemu zaskoczeniu, znalazłem się na...Arenie Przeznaczenia. To było dziwne...rzekłbym cholernie dziwne. Patrzyłam tak przez chwilę, lecz po chwili, odpowiedź Alex:
-Zemdlałeś...musieliśmy cię położyć na siedzeniach areny. Wszyscy widzowie się rozeszli. Nawet nie tyle co rozeszli, co...zniknęli. Akurat w tym momencie, w którym zemdlałeś.
-naprawdę ?
-Tak. Ponadto mam dla ciebie, dobrą wiadomość...Neko i Patriel wygrali ! Są w sali medycznej, gdzie tez się zaraz udamy. 
-A co się stało z tamtą dwójką dziewczyn?
-Żyją, ale póki co , będą nieprzytomne...mają zostać stracone na stosie za chwilę. 
Po tych słowach, zmroziło mi krew w żyłach. Poczułem smutek.Jednak, ponownie wróciłem do pytania się:
-A co z resztą naszych przyjaciół ?
-W porządku. Zaraz wracamy do domu, tylko opatrzą Patrielowi łydkę. 
-A co się stało ?-zapytałem ponownie czując jak serce zatrzymuję się i wraca do normalnej prędkości bicia.
-Neko aby go unieruchomić i rozprawić się z resztą, wbiła mu nóż w łydkę...
-C O ?
-Wszystko w porządku? Masz oczy jakby to coś znaczyło?-wtrącił się Dziad. Widać było, że go to zaintrygowało.
-Nie...nic takiego....
-Eeech. Dobra zaraz po nas przyjdzie Driana, więc powinniśmy zejść widowni i kierować się do szatni.
-Ok.
I tak, w czwórkę zeszliśmy z widowni i poszliśmy na dół. Korytarz do szatni był, co prawda ciemny, długi i kręty, ale nie było, żadnych tajemniczych skrętów, cienistych kątów, więc nie czułem się tak bardzo zagrożony. Po niespełna trzech minutach doszliśmy do drewnianych drzwi. Otworzyły się same i tak o to weszliśmy do pokoju, w którym były tylko dziwne siedzenia, podobne do ławek szkolnych i wielki dzban z metalowymi naczyniami. Całość sufitu była okratowana, co dawało efekt, więzienia. Wszyscy z naszej drużyny tam byli. Monte, Neko, Patriel, Rolkimus, WIldkeeper, Milok i...zaraz, zaraz kto to jest.
-Ciiiii....-usłyszałem i postać zniknęła.
-Paul !-  I tu nadszedł powitalny okrzyk ze strony Neko. Była cała poobijana i miała parę rozcięc na ciele, lecz po za tym dobrze się reprezentowała. Wszyscy tak się witali i pytali czy w porządku, aż zjawiła się Driana i wróciliśmy do Bastionu.

**Hi hi hi...Ale będzie Ubaw ! Chciałabym zobaczyć ich miny, kiedy mnie ponownie ujrzą. TO będzie ciekawe !! Hi hi hi...a zwłaszcza minę Gorgony ! Zobaczymy czy jest taki cwany !**    


piątek, 9 sierpnia 2013

11.Dotyk czasu

-Paaaaul !
-Kto to powiedział ?
-Paaauuuul !
- Kim jesteś ?! Czego chcesz ?!
-PAAAAAUUUUUL !
.
.
.
Tron królowej lśnił swoim blaskiem. Pochodnie i znicze płonęły jasnym, rzewnym ogniem, który oświetlał przestrzeń. Wokół nas toczyła się magiczna aura, przypominająca burze piaskową, ale z dziwnymi runami. Wszyscy, dosłownie wszyscy, byli nią otoczeni od stóp, aż do pasa. Symbole, zaczęły kręcić się co raz szybciej. Po chwili rozproszyły się i zniknęły razem z piaskiem. Przez kolejną minutę nie wiedziałem co się ze mną dzieje dopiero po chwili, ocknąłem się i...miałem małe powitanie z butem królowej. Od razu oberwałem w twarz i poleciałem trzy metry w stronę drzwi wyjściowych.
-Idioto !-zaczęła, cała płonąc, a z  jej pleców wyrosła para ogromnych płonących skrzydeł-Co ty sobie myślałeś! Że jak zginiesz tutaj to komukolwiek pomożesz! Ja rozumiem, to całe zdarzenie było ciężkie do zrozumienia i wasze życie diametralnie się zmieniło, ale...
W tym momencie Amber dostała  z niebieskiej kuli, wokół której lśniła niebieska aura. Skądś znam tą magie...I w tym momencie pojawił się brat królowej , Gaelior. Tym razem był trochę wyższy i pewniej stąpał po ziemi, niż za pierwszym razem, gdy go spotkałem. Biła od niego niebieska aura, a zza jego pleców rozciągały się dłonie z ostrymi pazurami.
-Bezmózga larwo!-zaczął wściekły-nawet nie wiesz, co wygadujesz! Gdyby nie jego poświęcenie to Cień już dawno temu by was pozabijał ! 
-Zamknij się !-wrzasnęła Królowa wymierzając cios olbrzymim ptakiem z ognia. Starszy brat, nawet się tego nie spodziewał. Od razu poleciał kilka metrów z ogromnymi poparzeniami. On oczywiście w odwecie, musiał potraktować ją ze szponów, które poleciały z jego pleców i złapawszy ją za korpus, rzuciły ją prosto na tron. Podczas tej walki ocknął się także Wildkeeper, który był nieco otumaniony.
-Co się dzieję?- zapytał, śpiącym głosem.
W tym momencie rodzeństwo uspokoiło się. Starszy brat odezwał się ponurym głosem:
-Moja siostra, zmusiła mnie do cofnięcia czasu...kosztem czyjegoś innego.
-hmm? nie rozumiem.-tu ja wtrąciłem się do rozmowy-co mam przez to rozumieć? Że ukradła komuś czas abyśmy, mogli się cofnąć?
-Dokładnie.-powiedział, przytakując.
-Zamknij się!- wykrzyczała Amber ciskając płonącymi kulami w stronę Gaeliora. On jakby nigdy nic, wytworzył tarczę, która wszystko wchłonęła.
-Amber! To nie czas na żadne kłótnie i spory, mamy ważniejszy problem!
-A niby jaki do cholery! Spojrzałeś może na datę do której się cofałeś?
-No tak. Przecież mamy 2013 czasu ludzkiego.
-Idiota!- wykrzyknęła, mierząc mu solidnego kopniaka w brzuch.-Ale o naszym czasie zapewne nie pomyślałeś ?!
-No ale o co ci chodzi?-zadał pytanie otrząsając się po ciosie.
-Spójrz sobie na Witraże...-powiedziała przygryzając wargę.
On przez chwilę patrzył na nią ze zdziwieniem. Dopiero po kilku sekundach oczy mu się rozszerzyły a mina zmieniała się w przerażenie.
-O ja cię...-zaczął nieco przerażony-przecież to nie nasze czasy!
-CO?-zapytaliśmy się razem z Keeperem.
-Mój kochany braciszek uwzględnił tylko wasz czas...a nie nasz. Bo tutaj wasz dzień odpowiada naszemu kwartetowi, czyli 125 dniom, a jako, że wy poruszaliście się naciskając naszą czasoprzestrzeń na waszą, a byliście tutaj 5 dni. A zatem,można by rzec, że przenieśliśmy się się około 625 dni wstecz. Czyli czasy panowania naszego ojca.
-Czy to nie jest ten dzień...
-Taaa...
-Jaki dzień?- zapytał się Wildkeeper. Wyglądał teraz na zdziwionego. Ja również
-Dzień mojego błędu...dzień, w którym zabiłam ojca.
Zatkało nas...siedzieliśmy tk przez chwilkę, gdy nagle otworzyły się drzwi do komnaty.
-Illusion of Invisible !- wypowiedział Gaelior tworząc, wokół nas lśniącą sferę. Tylko pozostałą ósemka, naszych przyjaciół niebyła nią zakryta.
-A co z nimi?- zapytałem się Mężczyzny, wskazując na nich.
-Ich nie widać. Oni ciągle są zamknięci w kokonach czasu. 

Notka od Autora:

Sorki, za długie olewanie bloga. Różne wyprawy itp, sprawiły, że nie miałem za dużo czasu na cokolwiek. Ale od teraz będę, próbować to naprawić :D



piątek, 28 czerwca 2013

BRY BRY BRY !

W związku z tym, że w wakacje wyjeżdżam na różne obozy, zapewne nie będę za często i gęsto pisac...no i dodatkowo mam plan aby dodac do mojego BIG STORY, kogoś nowego...czy to będzie dobra czy zła osoba...pomyśle. Piszcie w komentarzach z jaką istotą ma byc powiązany. Ten który naj...mi się spodoba wystąpi w moich skromnych działach. To tyle
WESOŁYCH WAKACJI !

P.S. Jakby ktoś nie zrozumiał końcówki 10 rozdziału, to niech cofnie się do 6 ! :D tam będzie małe wyjaśnienie ;)

czwartek, 27 czerwca 2013

10. Patriel i Neko vs. Duet Piekieł

Paul
-Wstrzymać konie moi drodzy !-Oznajmił tajemniczy głos. Znajdowaliśmy się metr od przeciwnej drużyny. Wokół nas, zaczął powstawać dym, który powoli odbierał nam, pole widzenia. Po kilku sekundach, zrobił się tak uciążliwy, że zamknąłem oczy. I oto znalazłem się na widowni.Na dole pozostała tylko czwórka. Patryk, Neko i dwie dziwne dziewczyny. Jedna z nich, miała długie, proste, ciemne włosy i czerwone oczy. Ubrana w skórzaną kurtkę i spódniczkę, do kolan czarne podkolanówki, a na nogach, wysokie buty na koturnie. Co do jej towarzyszki, była od niej o pół głowy niższa i podobnie ubrana. Różniły ją tylko, rude włosy spięte w kok, i ostry, czerwony makijaż. Rywale stali naprzeciw siebie, w odległości trzech metrów. Po między nimi stał ogromny kielich, w którym płonął ogromny ogień. Czekaliśmy na reakcję. Ja stałem na samym dnie widowni z resztą przyjaciół. Wszyscy krzyczeliśmy ile sił, motywując pozostałą dwójkę. Nagle, coś sobie uświadomiłem. Gdzie jest pozostała ósemka, z drużyny przeciwnej ? Zacząłem rozglądać się, szukając ich. Dopiero po chwili, ujrzałem ludzi siedzących w środkowym rzędzie. Każdy z nich miał na sobie szatę, która zakrywała, całe jego ciało.
-Witajcie na Arenie !-oznajmił głos na arenie. Pochodził on od kukiełki, która zapewne miała niecały metr wysokości. Była ona ubrana w garnitur, z włosami ulizanymi. Jedyne co nie pasowało, to szeroki uśmiech i oczy, które zostały nierównomiernie rozmieszczone. -Nazywam się Puppekin. Będę sędziował wasze walki, zatem pozwólcie, że przedstawię wam zasady. Pierwsza,walczymy tak długo, aż jedna ze stron opadnie z sił. Druga, nikt z zewnątrz nie może wam pomóc. I trzecia, jeśli ktoś, zechce uciekać, to niech liczy na śmierć. To tyle, a teraz zaczynamy !
Nie minęła nawet chwila, a niższa, z dwójki dziewczyn,skoczyła w górę i wykrzyknęła zaklęcie:
-Succubus:Slavery!-I w tym momencie jej ciało pokryły czerwone, łuski, włosy zamieniły się w ogień, a oczy zmieniły barwę na czarną.Po chwili z jej ciała, została wysłana czarna fala, która rozchodziła się po całej arenie. Neko stała i patrzyła. Wyglądało na to, że zaklęcie nie wpłynęło na nią w żaden sposób.
-Ha...-zaczęła z przekąsem-Na szczęście nie będziesz dla mnie już wyzwaniem...
-Hi,hi,hi...-zaczęła się piekielnie chichotać- J A raczej nie, ale on...-wskazała na Patriela- raczej tak.
Neko przeniosła wzrok, na chłopaka. I w tym momencie zamarła. Jego oczy były wypełnione czarną substancją, która zalewała mu oczy. Na jego twarzy, zaczęły tworzyć się czarne żyły. Po chwili odwrócił głowę w stronę dziewczyny i powiedział z chłodem:
-Nie jesteś moją dziewczyn...-I tutaj nagle się zatrzymał. Zaczął się trząść. Upadł na ziemię i krzyczał jakby wyrywali mu kończyny na żywca. Dziewczyna miała strach w oczach.  Zdołała jedynie wyduśic:
-Patriel !! Co ci jest ?!
-On już nie jest, tym kim był dla ciebie dawniej-odrzekła rudowłosa- Od teraz jest moją marionetką. Spójrz tylko-i po chwili w jej dłoniach powstał flet, zakończony głową kozła, nucąc jednocześnie-potęgo melodii piekieł, stwórz koszmar i znajdź w nim odpowiedź. Niech piekło pochłonie tego, który zakochał się i oddał dusze diabłu...
I w tym momencie, Wszystkie, czarna substancja, wchłonęła się, a żyły znikły. Teraz chłopak stał na przeciwko niej z gniewem w oczach. To nie ten sam Patriel...mówiłem sobie. On jest pod wpływem jakiegoś czaru, tylko...co to za czar? Próbowałem coś wymyślić. Jednak niespodziewanie usłyszałem okrzyk. To Neko, poleciała kilka metrów, pchnięta przez Patriela. Biedak...nie panował nad sobą. Chodził równo, a po chwili wypowiadział ze spokojem:
 -Disastrous fate: Fall into Darkness!
I naglę, ciało jego pochłonęła ciemność. Wyrosły mu duże, czarne, opierzone skrzydła, włosa unosiły się teraz lekko do góry, a z ust i oczy, wydobywał się czarny dym, który przypominał duszę. Po niecałej sekundzie, w stronę wiedźmy( czyli Neko) poleciały dwa czarne kruki, które płonęły, czarnym ogniem. Dziewczyna, cudem uniknęła jednego, jednak drugi, trafił ją w ramie, tworząc okropne poparzenie. 
-I jak się walczy z ukochanym ?- Zapytała tym razem ciemnowłosa, bawiąca się od samego początku włosami.- Zapewne nie zabijesz go, ale on nie będzie miał, żadnych skrupułów. Przynajmniej nie teraz...
-Skąd wiesz, że jesteśmy parą?-docięła jej, dysząc i sapiąc.
-Moja przyjaciółka, umie czytacz w myślach swoich ofiar, więc raczej nic nie masz od ukrycia. 
-Tępe dziw...
Ne zdążyła dokończyć, gdyż w tym momencie, Patriel, złapał ją za kark. Podniósł ją i zaczął mocno ściskać, tak, że dziewczyna z trudem łapała oddech.
-Patrielu...-Zawołała rudowłosa-jeszcze jej nie zabijaj. Ale na razie połam jej nogi.
Chłopak puścił. Gdy  upadła, chłopak już przygotował się do uderzenie butem w jej łydkę, lecz ona wykrzyknęła:
-Witch:Meteor Rain !
I z nieba zleciały lśniące kule, które narobiły gigantycznego problemu. Wykorzystując tą chwilę dziewczyna, uciekła, i pobiegła nieco dalej, jednak musiała się też liczyć z tym, że mogą to uznać za probe ucieczki. Widać, było, jak Patriel ją potraktował. Ogromne oparzenie, na ramieniu, krew lecąca z ust, zapewne od krwotoku wewnętrznego. Ale nadal stała i było widać, że nie zamierz się poddać. Z jej oczu biła pewność siebie i odwaga. 
-Nekoooo! Dasz radę! Skup się!-wołała przez łzy Lidka i Alex. Zadziwiające, jak obie się dogadywały. 
-Coś tu jest nie tak...-mówiłem sobie na głos. Tylko co, co , CO ?!
Zaraz...przecież, Patriel zmienił się o z chwilą przywołania fletu. Czy to oznacza...
-NEEEKOO!!-krzyknąłem z całych sił-Zniszcz najpierw  FLEET!!
Spojrzała się w stronę dziewczyny. Chyba zrozumiała ! Przez chwilę czułem spokój, jednak nagle, któż złapał mnie za rękę. To nikt z naszej drużyny! On, Ona...W każdym razie to coś, trzymało mnie za rękę i patrzyło na arenę wielkimi oczami. Było całe czarne, bez ubrania, bez niczego...tylko, wyłupiaste, czarne oczy i szeroki uśmiech.
-K...kim ty jesteś?-wydukałem, niczym przestraszone dziecko. 
-OD dzisiaj, jestem twoim przyjacielem...a raczej panem. Czujesz swoich przyjaciół, zapewne nie...A zatem nie masz teraz żadnego wsparcia. Słuchaj mnie uważnie, bliskie ci osoby w tej krainie, są naznaczone mrocznym  kielichem. Zapewne nigdy nie będzie ci znana jego moc, jednakże przejdźmy do sedna sprawy. Masz dwa wyjścia. Pierwsze, to oddanie życia, za przyjaciół, na walce lub poprzez samobójstwo. Drugie, to przyłączenie się do nas. Co wybierasz ? Każdy z tych wyborów, inaczej wpłynie na twoją przyszłość. Masz czas do końca walki, później oni zostaną zmieceni z powierzchni życia. 
Cień znikł. Wszystko wróciło do normy. Świat "znormalniał". Stałem tak przez chwilę myśląc, co zrobić. Albo ich zdradzę, albo zginę. To drugie i tak jest wiadome. Jednakże nie chcę umierać bez żadnego śladu.
Zaraz, zaraz...Mam ! już wiem co zrobię. Spoglądam najpierw na przyjaciół. Są zapatrzeni w walkę, a więc nie zauważą mojego zniknięcia. Powolutku usuwam się w cień. Naglę, poczułem uścisk, na moim nadgarstku.
-Podjąłeś decyzjo, Gorgono ?
-Tak. Przyłącze się do was, ale...-próbowałem odpowiadać , jak najspokojniej.
-Słucham, czego pragniesz?-odpowiedział spokojnie.
-Zamienię ich w kamień i wyślę w jakieś odludne miejsce.
-Skoro, taka jest twoja wola...
...
-To już chyba wszyscy...-powiedział olbrzym, który należał do przeciwnej drużyny. Byliśmy na ogromnym klifie. Przerwaliśmy turniej. Ja zamieniłem wszystkich w kamień, a tamci rozprawili się ze strażą i sługusami. W sumie, udało się także uwolnić z pod Upadłego Anioła. Cała dziewiątka, stała w postaci, kamiennych posągów.  
-Jeśli pozwolisz...-zacząłem spokojnie-chciałbym się z nimi pożegnać.
Wielkolud milczał. Na szczęście on był jedynym, który  mi pomógł, więc poza nim nie ma już nikogo. Gdy tamten odwrócił się plecami do mnie, wyciągnąłem nóż. Był z co prawda z mosiądzu, ale za to bardzo ostry. Po cichutku podszedłem do wielkoluda. Zawołałem go. Odwrócił się i...pach! Nóż trafił go prosto w kark. Powoli padał i umierał...a ja stałem ze smutkiem w oczach. Gdy umarł, ja podszedłem z łzami w oczach do przyjaciół. 
-Byliście wspaniali...przepraszam za to, że tak was ratuję, ale nie miałem innego wyjścia. Nie chcę abyście zginęli...nie chcę. 
Każde posąg ucałowałem w policzek i przytuliłem. Po chwili byłem już gotów. Nie poddam się. Biegnę w stronę klifu. Ocalę ich nawet za cenę własnego życia. Skok w pustkę... i ostatni lot...

** Idioto ! Chcesz poświecić własne życie, dla nich ?! Czemuż...nie, on zrobił dobrze. To moja wina. Za bardzo nim manipulowałam. Zawsze byłam uległa i głupia, a teraz przez to ginie chłopiec ! NIE !
NIE ! NIE! Nie pozwolę na to !      

     

             

niedziela, 2 czerwca 2013

9. Przed bitwą

Neko
Poczułam lekki powiew wiatru. Otworzyłam oczy i ujrzałam go jeszcze śpiącego. Miał taki dziwny wyraz twarzy. Zarazem przesłodki, ale jednocześnie smutny. Uwielbiałam go. Jego oddech, uśmiech, wzrok, to gdy mnie przytulał...zawsze czułam ciepło. Może nie jest tak źle...
Od razu po przemyśleniach zerwałam się z łóżka, aby już się przyszykować. W końcu dzisiaj jest ten dzień...
Spojrzałam na Patriela. Sama jego obecność dodawała mi otuchy. Założyłam stanik, majtki i t-shirt. Po ubraniu się, usiadłam na skrawku łóżka, pochyliłam się i szepnęłam mu do ucha:
-Pora wstawać...
-Jeszcze pięć minut...-odpowiedział z jednoczesnym ziewnięciem
-Dałabym ci na pewno te pięć  minut pospać, ale Królowa raczej wątpię...
-Wiesz co mnie interesuje jej zdanie ?!
-No wiem misiu...wstawaj lepiej-dokończyłam nieco przygnębiona całą sytuacją.
"Jeżeli go kochasz, to czemu mu tego nie powiesz prosto w twarz? A może ty nic nie czujesz...tylko rządzę mocy...w takim razie pozwól, że ja cię nią...
-Dosyć !-mówiłam głośno w myślach.


"Co dosyć...jakie dosyć! Ty mnie może lepiej wysłuchaj...ja też byłam człowiekiem! Prawie wszystkie mityczne istoty nimi były, ale...to nasze grzechy dały nam moc, abyśmy mogli za nie zapłacić. Wiem, że brzmi to nie zrozumiale, lecz z czasem zrozumiesz co miałam na myśli..." 
-Masz racje, nie rozumiem tych słów, ale...
W tym momencie wyszedł Patriel, który objął mnie w pasie. Poczułam ciepło. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie gdyby nie fakt, że przed nami, otoczona powiewami wiatru i lekkimi przebłyskami, pojawiła się Driana, która lewitowała, o dziwo z poważnym wyrazem na twarzy. Patrzyła teraz swoimi lśniącymi oczami, na dwójkę młodych, które dawały do myślenia.
-A zatem...-zaczęła smutnym tonem-Chciałam wam uświadomić, że walki na Arenie przeznaczenia, kończą się zazwyczaj śmiercią, którejś ze stron...
-Czemu nam nikt o tym nie powiedział?!-krzyknęłam z Patrielem, nie ukrywając przerażenia.
-Żeby was nie straszyć...
-Ależ mi argument!
-Eeech...mniejsza. W każdym razie za chwilę prze teleportujemy się na Arenę Przeznaczenia. Jakieś pytania?
-Tak jedno...-odrzekł Patriel. Widać już było jak tętnica na karku, podskakuje.-Po jaką cholerę mamy to dla was robić? Straciliśmy przez was dom, rodzinę i my mamy jeszcze was chronić...co za żen...
-Nie musisz dokańczać-odezwała się Driana z zaciśniętymi wargami-Rozumiemy waszą sytuacje i jest nam przykro, ale tu nie chodzi tylko o was. Underworld jest także podstawą waszego świata.
-Co?-odrzekłam zaciekawiona
-sama nazwa powinna wszystko wyjaśniać...jesteście w podziemiach Hadesu, które są podstawą tej planety. Można by rzec, że znajdujecie się w jądrze ziemi...
-CO?!
-eeech...szykujcie się...za chwilę ruszamy.
-oki.
W tej chwili przez drzwi do sali tronowej, przeszła Amber. Miała ona smutny wyraz twarzy, a z jej oczu, bił smutek i trwoga.
-W porządku Królowo?-zapytała Driana ze smutkiem w oczach.
-Byłoby gdybyście powrócili żywi...
Nagle u jej stóp, na ziemi powstał pentagram, który lśnił czerwonym plaskiem. Z niego natomiast, jak przez mgłę przeleciała butelka, w której środku znajdowała się kartka. Królowa chwyciła ją szybkim ruchem i otworzywszy butlę, zaczęła czytać jej zawartość.
-Niemożliwe!- krzyknęła a na jej policzkach, zaczęły, malować się płonące plamy.-Co za gnojek!
-Co się stało?-powiedział Patriel, który teraz, stał nieco przerażony.
-Zwołaj wszystkich bohaterów! Ale już!
-D...dobrze.
Po chwili pojawili się wszyscy. Ustawiliśmy się w kręgu, aby każdy mógł usłyszeć dokładnie słowa Amber. Tylko Gaeliora nigdzie nie było. Już od chwili, gdy stoczyliśmy walkę. Widocznie uciekł. A wracając do akcji królowa stała cała zgorączkowana. Po chwili zaczęła mówić, ledwo nie wykrzykując słów:
-Dostałam list od króla pustki...pisze w nim, że...ma...mamy się w nim wszyscy stawić! Albo inaczej...wyda najcennieszy sekret tej krainy.
-Czyli?-zapytał się Paul, będący
-Jak wiecie, Underworld to podstawa tego świata. Ale jak myślicie co utrzymuje naszą krainę?
-hmmm-zaczęli się wszyscy zastanawiać.
-Może was nieco ukierunkuje. Dzięki czemu, może przetrwać osoba, która jest pusta uczuciowo i bez życia?
-Miłości?-powiedziałam.
-To nie to akurat...
-Czułości?-Odezwał się obok mnie Rolkimus.
-Nieeee...
-Nadziei?-włączyła się Monte do burzy mózgów.
-Dokładnie! A teraz następne pytanie: Jak myślicie co dokładnie nas utrzymuję?
-Nadzieja?-odezwała się Alex z ironią w głosie.
-Gorzej...ludzie, którzy ją posiadają. A zwłaszcza umierający na różnego rodzaju choroby nieuleczalne.  My żywimy się ich emocjami, bólem, budując ten świat i utrzymując jego równowagę.
-Dlaczego?-zapytała Monte
-Ponieważ ludzki ból i emocje przez niego wywoływane, są najsilniejszymi, jakie dotąd powstały. Agonia, furia, szał! One wszystkie są niezwykłe...
I tutaj urwała. Sądziliśmy, że coś dopowie jeszcze, ale nic nie mówiła. Staliśmy tak przez dobre kilka chwil, gdy nagle odrzekła:
-Przepraszam.
-Spokojnie...nic się nie sta...-próbowała pocieszyć Alex, gdy nagle Królowa przerwała jej. Jej twarz była zalana łzami.
-jak to nic się nie stało? Zmusiłam waszych rodziców, aby was zabili. Dodatkowo jeszcze zmuszam was do walki i treningów. Ponadto skazałam was na wojnę i cierpienie. Czy wy myślicie, że to N I C T A K I E G O ?! 
-Trudno-odrzekł Patriel stojący teraz z zaciśniętymi pięściami-Stało się. Nic już chyba na to nie poradzimy, więc jedynie skupmy się na celu. Podobno możecie cofnąć czas?
-Tak...-odpowiedziała, przestając powoli płakać-Mamy urządzenie, które pozwala na to. Ale może przenieść, zwykłych ludzi...nie pół ludzi, pół istoty mityczne. 
-A zatem co teraz?-Powiedziałam nieco zmartwiona, cała tą sytuacją. Po chwili usłyszałam chrapliwy, stary głos w głowie

"Kochana...co ty się męczysz na troski. Najprościej zapomnieć o tej sytuacji i uciec. Niedaleko jest cudowne pole, gdzie można się zabawić. Tam lepiej się udaj. W końcu i tak stąd nigdy nie wrócisz! Hahahahaha..."-Zamilcz...-powiedziałam cicho, czując jak łzy zaczynają mi spływać po policzkach.
-W porządku?-zapytał się Milok, który stał za moimi plecami.
-Tak, oczywiście.
Po chwili usłyszeliśmy wołanie Driany:
-Ludzie, może byśmy się tak wszyscy pojawili tam? CO ?
-Okej, okej...
Królowa wstała. Po chwili chóralnym tonem, wykrzyczała zaklęcie:
  -UR ARI FITOEN!
Świat nagle zaczął czernieć. Zaczęła ogarniać nas ciemność. Minęła minuta. Wszyscy znaleźliśmy się na piasku. Wokół nas rozciągała się, ogromny plac. Po obu jego stronach stały gigantyczne znicze, które płonęły pełną mocą. Widownia wręcz sięgała nieboskłonu. Miejsca były wypełnione duchami i dziwnymi stworzeniami. Byli oni za wysoko ustawieni, aby móc się do nich dostać. Po chwili, pojawiło się dziesięć przedziwnych istot.Każdy z nich był niebywały i nie minęła nawet chwila ,a oni wypuścili na nas szturm.
WIĘC ZACZĘŁA SIĘ BITWA!

Kilka słwo do Autora:

Planuję zrobić wielka wojnę, ale spodziewajcie się, że trochę to potrwa. Fanom, radzę uzbroić się w cierpliwość.         

 

 
   

niedziela, 26 maja 2013

8. Moja pierwsza wojna...

**Za późno...już nic nie zdziałamy...ten gnojek przyszedł po mój tron i po moja władzę...obiecałam sobie, że nikomu takiemu jak on nie oddam ! I choćbym miała zginać...nie cofnę się!!** 
 -K**** mać!- krzyknął Patriel, lecąc po raz kolejny na ziemie. Właśnie Walczyliśmy w trzy osobowym składzie, czyli ja, chłopak i Neko. Ja z dziewczyną walczyliśmy na ziemi, próbując odparować atak, tego przebrzydłego demona, a jej "boy" ostrzeliwał go z góry. Na próżno. Potwór, okazał się dzieckiem pustki( ależ niespodzianka!) i potrafił przecinać pociski, jak oraz je odbijać. Ale, co gorsza...miał zasłonięte oczy, więc z mojej mocy nici. Żaden z naszej drużyny nic nie mógł zrobić. Potwór bawił się nami, jak chciał. Nagle uznałem, że koniec. Muszę coś zrobic...Ale co? No właśnie i po chwili już wypowiedziałem zaklęcie:
-Disastrous Fate:...
-Oj oj oj nie wolno tak się rządzić, podczas mojej zabaaaawy!-tutaj pojawił się przede mną stwór i powalił rozcinając materiał mojego t-shirtu.Niespodziewanie usłyszałem głos Neko:
-Disastrous Fate: Burning at the stake!- Nagle...pojawił się z ziemi Drewniany krzyż, z którego wiły się łańcuchy. Nie minęła nawet chwila, a potwór został przywiązany i zaczął...płonąć w raz z krzyżem!
-RAAAAR...przeklęte gówniarze, jeszcze was dopadnę-wołał płonąc i sycząc z bólu-poczujecie gniew pustki!!
...
-Wszyscy ognia!-Zawołał Amber, stojąc na murach Bastionu.Na jej twarzy widniał gniew i chłód. Była bezwzględna, ale i zmartwiona...tylko czym? 
-Królowo! Król pustki, chce z panią rozmawiać !-Zawołała Driana, która przyleciała na mur prosto z frontu. Wyglądała...lekko mówiąc na dziecko z patologicznej rodziny. Cała we krwi, wszędzie sińce i rozcięcia...
-Wstrzymać ognień! 
W tym momencie nagle ucichło. Żadnych wystrzałów, wybuchów niczego. Nim zdążyli się wszyscy obrócic wyrosła przed nimi postać mężczyzny. Miał on czarne, długie sięgające do pasa włosy, chudą sylwetkę, odzianą w czarne szaty, na nogach buty, łudząco podobne do glanów wojskowych a w ręku trzymał kostur z trupią czaszką na szczycie. Jego oczy przypominały, coś w rodzaju, czarnych tuneli bez końca. 
-Witaj Feniksie...-Zaczął tonem pełnym szacunku, ale jednocześnie z lekką ironią.
-Witaj Lucyferze...
- Po co mamy przelewać krew, która jest cenna?
-Wątpie, abyście posiadali coś takiego...
-Ależ posiadamy moja droga...dziesięć posągów wybrało i dla nas...
-Niemożliwe! Taka moc, nie mogłaby zrobić czegoś tak potwor...
-Pierwsza zasada Underworldu kochana...Równowaga to podstawa!
-Nie jestem żadną K O C H A N Ą dla ciebie!
-eeech...jak zwykle napalasz się o byle co...nic się nie zmieniłaś...a wracając do tematu, mam dla ciebie propozycje. Wystaw swoją dziesiątkę przeciwko mojej dziesiątce?
-Ty gnoju...jeśli...
-Albo dowiedzą się prawdy o twoich błędach!-dokończył z okrutnym uśmiechem.
-Nie odw...aży...sz się...-wyjąkała, trzęsąc się, niczym galareta
-Ahahaha...chcesz się założyć?
-Brudne ścierwo...nie będę ryzykować tymi dziećmi, dle twojego chorego widzimi...
-W porządku-powiedziała niespodziewanie Lidka z poważnym wyrazem twarzy-Ja nie mam nic przeciwko
-Lid...-wyjąkała 
-Krew nie woda, więc i ja pójdę za siostrą-dodał Rolkimus, stojący za Lidką.
A zatem postanowione!-zawołał radośnie władca pustki-Teraz przejdźmy do zasad...
Stworzymy dwu-osobowe zespoły, każdy będzie walczył jednego dnia od południa do nocy na...Arenie przeznaczenia!
-Co?! Nie wyraziłam zgody!-powiedziała agresywnie, jakby wracała jej siła-to ja tutaj...
-Do zobaczenia!-nie dał dokończyć i przeniósł, się zostawiając po sobie dym.
-W co wyście się wpakowali...idioci!!!!-wykrzykiwała Amber odwrócona do Lidki i Rolkimusa. Była wręcz blada. Dosłownie!
-Musimy to zrobić...Królowo!-odrzekło rodzeństwo, zwieszając głowę w dół.
-Wy nie rozumiecie! Arena przeznaczenia to środek całego Underworldu, nikt wam z pomocą nie przyjdzie! Będziecie skazani na siebie! 
...
-Uwaga! Muszę wam coś ważnego powiedzieć!-powiedziała Amber spokojnym tonem. Znajdowaliśmy się w sali tronowej. Było to wielkie pomieszczenie, zdobione, kamiennymi gargulcami, z których pysków, ciekła lawa. Ponadto, zamiast okien znajdowały się witraże, przedstawiające, wizerunki różnych stworzeń. Każde z nich jednakże, kojarzyłem z legend.Na przeciwko drzwi znajdował się ogromny tron królewski, wykonany ze złota i ozdobiony czerwonym(wręcz krwistymi) kryształami. Amber siedziała na nim, a my staliśmy naprzeciwko niej, słuchając.-Jutro zostaniecie przeniesieni wraz z Drianą na Arenę przeznaczenia. Jest to miejsce, w którym będziecie walczyć wraz z dziesiątką innych ludzi. Codziennie będą wystawieni...
-D L A C Z E G O niby mamy walczyć?! -wykrzyczał Patriel w stronę królowej-Co nam to da, równie dobrze...
-Phoenix: Fire feather!-i tu z dłoni Amber, która podniosła ją ku górze, wyleciał stos piór, otaczających Upadłego Anioła-Jeszcze słowo, a te pióra wybuchną, zamieniając cię w kupkę pyłu...a wracając do tematu, zostaliście podzieleni, na dwu-osobowe zespoły, które będą wałczyć, z wrogą drużyną. Jutro wystartuje Patriel i Neko! Pojutrze Alex i Dziad! To tyle...możecie rozejść się do swoich sal.
W tym momencie, pióra znikły a chłopak, cały czerwony opuścił wraz z nami salę.  


Kilka słów od autora:
Od teraz będę pisał w pierwszej osobie, nie jako Paul, ale również jako inni członkowie "powieści" 
P.S  Mam nadzieję, że się wam chociaż podoba ;) 

     

 

czwartek, 23 maja 2013

7. Wojna rodzeństwa i kanonada wojny.

** Nienawidzę tego przebrzydłego gnojka...wydaje mu się, że jak posiada czystą esencje z dusz, to może robić wszystko, co mu się zachce. Parszywy K**** ! **
Wychodząc z pokoju, bałem się reakcji reszty. Skoro Milok zrobił minę, jakby mu striptizerka zdejmowała majtki za darmo. Będąc w drzwiach, spojrzałem przelotnie na współmieszkańca. On tylko odwrócił wzrok, jakby się wstydził. Nie dziwiłem mu się. Ledwo co można było na mnie patrzeć. Już znajdowałem się w sali, gdy usłyszałem krzyki:
-Ty tchórzu! Wyłaź!-wydzierała się Królowa bastionu, ciskając magmowymi włóczniami, lecącymi we wszystkich kierunkach. Omal nie dostałem w głowę. Niespodziewanie usłyszałem za sobą obcy, męski głos:
-Możesz mnie schować przed nią?
Odwróciłem głowę. Za mną stał niski, o niebieskiej cerze i włosach, unoszących się w powietrzu. Ubrany był w stary frak i staromodne kozaki. Biła od niego niebieskawa aura.
-yyy...-próbowałem coś wymyślić. Niespodziewanie usłyszałem dziki, nienaturalny wrzask Amber:
-Phoenix: Glory fire!-nagle wyrosły jej skrzydła, od których raziła poświata, niczym słońce w upalne dni. Od razu Spojrzała w moją stronę:
-A więc tam się ukrywasz!
-Spokojnie siostro...-usłyszałem za plecami
-N I E jestem twoją S I O S T R Ą ! Phoenix: Fire wing!-nagle jej dłonie zaczęły płonąć, a ona zaczęła nimi rysować coś na znak okręgu. Niespodziewanie wystrzeliły trzy ostrza w moją stronę. Zamknąłem oczy czekając na mój koniec. O dziwo nie doczekałem się go. Wokół mnie rozciągał się tarcza energetyczna, o łudząco podobnym kolorze co aura, istoty za mną.
-Zwariowałaś! chciałaś zabić swojego żołnierza!
-Ja nie...
-Jak ty się zachowujesz...rozumiem, że mnie nienawidzisz, ale nie ryzykuj cudzego życia, aby mnie zabić!
-Zamilcz! Zrobiłeś to celowo! Znowu chcesz mnie upokorzyć!
W tym momencie wyszła, przechodząc przez ściany. Po chwili odwrócił się do nas, patrząc na nas pobłażliwym wzrokiem:
-Wybaczcie jej ona po prostu...jest nieco rozdrażniona. O...tak gdzie moje maniery, zapomniałem się przedstawić. Mam na imię Gaelior Elenimnus. Jestem starszym bratem Amber.
-O co chodziło jej z tym, że zrobiłeś to celowo?-zapytałem się nieco roztrzęsiony, zapominając o podaniu swojego imienia.
-Właściwie...to...-zaczął się jąkając, się jakby szukał dobrej bajeczki-Ona...jest nieco agresywna i bardziej zwraca uwagę na wroga, a niżeli na sojusznika...
-Nie rozumiem. Mówisz, że woli zabijać, niż wspierać?
-To niezupełnie tak...ona...
W tym momencie przerwał mu krzyk, dobiegający spod drzwi prowadzących do sypialni. Odwróciłem głowę. Za mną stała Monte i Lidka, patrzące na mnie z przerażeniem.
-Co ci się stało?-powiedziała wysoka piskliwym przerażonym tonem
-Lepiej nie pytaj...
-Ale...co...ale jak?!
Może pozwoli pani-odrzekł Gaelior, który niespodziewanie pojawił się przed nią-Mam na imię Gaelior i mogę to wszystko wyjaśnić...otóż pański przyjaciel aktywował duszę...
-Jak niby?
-Używałeś jakiegoś polecenia poza podstawowym czarem?-zadał pytanie patrząc na mnie z dociekliwością.
Tak, jeśli dobrze pamiętam to nazywał się... Disastrous fate: End of beauty- Naglę, zaświeciło mi w oczach i poczułem dziwne mrowienie skóry. czułem, że zaraz stracę równowagę i upadnę. Kręciło mi się w głowię. Po chwili przestało. Spojrzałem na wszystkich po sali. Wyglądali na nieco zaskoczonych.
-To zaklęcie, którego używałeś to podstawowy czar do aktywacji prawdziwych zasobów Gorgony...korzystaj z nich mądrze..
-Aha...
W tym momencie doszła do nas reszta. Byliśmy już w komplecie i czekaliśmy na dalsze polecenia. Nie minęła minuta a tu nagle...BUCH! głośny wybuch, jakby ktoś zrzucił wszystkie zapasy bomb z II wojny światowej...spojrzałem po sali. Nic na razie nie ucierpiało ale wybuch wytoczył nas z równowagi i teraz wszyscy leżeliśmy w pozycjach...dość nienaturalnych. Z perspektywy ptaka wyglądałoby to jak, nie udane figury woskowe paralityków, spadających z wózka. Po chwili usłyszeliśmy kolejny wybuch tym razem mocniejszy! Nagle do sali wkroczyła królowa, wykrzykując:
-Do broni kompania! Siły wroga nas atakują!-
-...eee co?
I tutaj wybuchły nagle drzwi od Sali przed tronowej. W dymie stała postać, kształtem przypominająca połączenie anorektyka z wielką Kulą. Z pyska, który posiadał nie zliczoną ilość oczu, leciała maź. Jednak najbardziej zaskakująca były dwumetrowe szpony otoczone fioletowo-czarną energią. Istota przeniosła na nas swoje oczy i po chwili usłyszeliśmy:
-Dzieee...ciiiii chodźcie do dziadziusiaaaa!-ostatnie słowa były niczym warkot silnika samolotowego, szykującego się do startu. 
I tak o to jest nas dwanaścioro z czego dwoję się nienawidzi...świetnie!

**Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! On może za dużo wiedzieć i to jest najgorsze! On... nie powinien...nie zasłużył sobie na to...ale z drugiej strony mogę na tym zyskać...więc czemu czuję żal w sercu ?**

piątek, 17 maja 2013

6.Trening

**Pokażcie na co was stać! Mam nadzieje, że nie na darmo was tutaj ściągałam.**
-Cholera jasna!-wykrzyczał po raz kolejny Patriel, który próbował obronić się przed atakiem magmowego węża. Jego ciemne, włosy do szyi, całe spocone, oraz wypalona koszulka, ukazująca wyrzeźbioną sylwetkę...dawała wiele do myślenia. Teraz patrzył swoimi niebieskimi oczami, w bestię, która czekała na jego ruch. Bez chwili czekania od razu rzucił się na niego, celując sierpowym prosto w pysk. Nagle z ziemi dało się słyszeć Lidkę i Alex. Pierwsza z nich jest niską o drobnej budowie dziewczynką, z ciemnymi blond włosami. Druga natomiast,  nieco wyższą, hojnie obdarzoną przez naturę nastolatką o blond włosach i zielonych oczach. Za mną stała Neko, która osłaniała moje tyły i ostrzeliwała wrogów. Jej długie ciemne włosy, biała cera, wysoka, szczupła sylwetka i śnieżne oczy, czynią z niej idealną połówkę dla Upadłego Anioła. Milok, czarnowłosy dobrze zbudowany chłopak, też o błękitnych oczach, unosił się teraz i ratował plecy Patrielowi. W sylwetce jednakże, byli bardzo do siebie podobni, Rolkimus i Wildkeeper. Obaj byli chudzi i posiadali długie włosy. Z tą różnicą, że brat Lidki miał brązowe, a ten drugi blond.
Nagle usłyszałem wybuch.Okazało się, że Amber strzela pociskami, celując w Monte. Ona odbija je, ledwo nadążając za mentorką.
-No, szybciej!-naganiała ją -Pokaż na co cię stać Tytanio!
-eeech,ech...-sapała Monte-Ja już nie mogę, chwila przerwy...
-Nie ma przerwy! Na polu walki też nie będzie!-Wykrzyczała ognista Królowa, ciskając magmowym pociskiem. Dziewczyna zrobiła unik, co dosyć było nie prawdopodobne, przy jej wysokiej sylwetce. Swoje ciemne włosy miała zawiązane w kucyk. Zazwyczaj na nosie nosiła, różowe nerdy, jednak teraz wolała nie ryzykować ich utraty. W sumie nawet, nie przypominała wojowniczki. Zresztą  Dziad i ja też nie wyglądaliśmy. Chłopka w przeciwieństwie do mnie, był szczuplejszy i drobniejszej postury ode mnie i miał krótsze włosy tego samego koloru co ja, czyli blond. Ja natomiast byłem, najpulchniejszy z całej ekipy, przez co czułem się najgorszy...Nagle usłyszałem warkot i przed moją twarzą, przeleciał odłamek magmowy, kształtem przypominający włócznie. Wtedy usłyszałem głos:
-Ty może, lepiej się ruszaj, a nie stoisz, jak posąg-zawołała Amber śmiejąc się szyderczo-no ruszaj się!
-okee-zawołałem biegnąc w stronę nauczycielki. Ona nagle stworzyła trzy magmowe stwory, wyglądem przypominające jej psa. Biegły do mnie z prędkością, rozpędzonej torpedy i co najgorsze...nie posiadały oczów. Od razu odskoczyłem w lewą stronę, nie bacząc na możliwość upadku. Dzięki niezwykłej sile grawitacji, cudem uniknąłem bliskiego kontaktu z ziemią, ale stwory już nie. Jeden z nich rozpadł się na kawałki, natomiast tamte straciły tylko drobne elementy. Nie miałem czasu na obmyślenie planu, gdyż po chwili ponownie, musiałem bronic się przed "pieskami".
-No myśl, no myśl...jak obronić się przed czymś, co ma przewagę?-mówiła spokojnym tonem Amber.
Tylko, że jak ? Nic mi nie przychodziło do głowy...zupełnie nic. Niespodziewanie leciał w moim kierunku odłamek skalny, który wystrzelił jeden z potworów. Ku mojemu zaskoczeniu zrobiłem unik...mało tego, wyskoczyłem na wysokość dwóch metrów i ponownie doznałem przypływu mocy, jaki objawił mi się podczas mojej pierwszej walki:
- Disastrous fate: End of beauty-I nagle  spadło na nich coś w rodzaju niebiańskiego światła tylko, że brakowało w nim blasku i jasności. Po chwili bestie zaczęły rozpadać się przypominając powoli coś znacznie ohydniejszego, nawet od samego siebie. Stwory zamieniły się w pył. Gdy mózg znowu zaczął nadawać moje stare, w miarę normalne fale, od razu skierowałem pytanie do Magmowej Królowej:
-Jak ja to zrobiłem? Przecież nigdy czegoś takiego nie robiłem...
-To umiejętności i styl jaki narzuca wam Dusza-odrzekła spokojnym tonem-Jak myślisz...Dlaczego udało tobie i twoim przyjaciołom wygrać walkę, prawie bez zadrapań?
-To O N I mają nad nami taką władzę?!-wykrzyczałem nie mogąc uwierzyć.
-No co ty głuptasie-odpowiedziała spokojnie, śmiejąc się-Tylko w tym przypadku...
-tylko?
-Hmmm...CO TO ma być?-Powiedziała poważnym tonem-Już do ćwiczeń!-I po niespełna kilku sekundach, z ziemi wyłoniły się olbrzymie, lawowe motyle, wielkości bociania. Zamiast, aparatów gębowych, posiadały kolce. 
-No bez jaj!-wykrzyczałem
...
-O cholera!-wyrzucił z siebie Milok, oddychając z głośnością równej, lokomotywie. Wszyscy wyglądali na zmęczonych i wycieńczonych. Niektórzy nawet, zasypiali na miejscu. Właśnie skończył się trening. Amber stała i patrzyła na nas z politowaniem. Nagle pojawiła się Driana:
-Królowo...przybył pani brat-powiedziała poważnym tonem nie ukazując żadnych emocji.
-Czego O N tu szuka?-powiedziała zaciskając wargi.
-Mistrzu...-powiedziała cicho Neko-Czy jest coś o czym powinniśmy wiedzieć?
 -Jest wiele rzeczy wiedźmo...ale nie wiem czy zdąże wam wszystko to wyjaśnić. Póki co udajcie się do swoich pokoi, tam będzie na was czekać posiłek.
-Dobrze- odpowiedzieliśmy wszyscy razem
wchodząc do pokoju, znajdowałem się już w innym. Był on bardziej tropikalny i miał dużo rodzajów roślin. Nagle usłyszałem za sobą:
-Co ty tutaj robisz?
Odwróciłem głowę. Za mną stał Milok, spoglądający na mnie...dość niezwyczajnie.
-chyba tutaj śpię...-odrzekłem spoglądając na niego przelotnie.-zwykły pech i tyle.
-Czy ja wiem...-spojrzał na mnie-przynajmniej jedno z nas nie musi leżeć na podłodze...
-W sumie fakt-odpowiedziałem śmiejąc się.
Po ogarnięciu naszych ciał, położyliśmy się spać.
.
.
.
Już od rana poczułem dziwny ból. Spojrzałem na Miloka. Leżał za mną odwrócony twarzą w moją stronę. Wstałem z łóżka i pokierowałem się do Lustra. Nagle zamarłem. TO nie byłem ja! Przede mną stała inna osoba! Szczuplejsza sylwetka, dłonie przypominające szpony, złote lśniące oczy i włosy...to nie były włosy to były węże. Gdy tak stałem jak paralityk przed lustrem, nagle usłyszałem ziewnięcie.
-Milok!-zawołałem.
-Czego się wydzierasz o takiej...O KUR**!-wykrzyczał wręcz ostatnie słowa.
-No właśnie!
-Ale...nie wyglądasz ta strasznie i co ważniejsze...schudłeś!-odpowiedział próbując mnie pocieszyć.
Od tego momentu,gdy ujrzałem się w lustrze i zobaczyłem czym już jestem, moje życie troszeczkę się zmieniło tutaj...bo już nic bardziej go zmienić nie mogło.

**JAK! CZEMU! przecież on nie jest winny...on nie powinien ulec klątwie tylko dlatego, że...CHOLERNA ATENA! JE****  D****A!!**
  

wtorek, 14 maja 2013

5. Pierwsza noc w Bastionie...

**Od dzisiaj, będziemy niepokonani! od dzisiaj zniszczymy zło i naprawimy błędy, które...**
-Może zacznę od początku-powiedziała Amber tonem uprzejmym-Jesteście w moim pałacu, ostatniej stojącej twierdzy, w której istnieje coś po za pustką. Co pięć lat wybieramy dziesięcioro dzieci w wieku dojrzewania, aby stawili czoła złu. Sposób wybierania odbywa się, po przez rzut obolem przeznaczenia, która poszukuję odpowiednich ludzi. Tym razem padło na was. Aby ktokolwiek chciał się tu dostać, musi najpierw zginać w bardzo okrutny sposób, a jego winowajcą musi  być człowiek, coś znaczący dla tej osoby. A kto nie jest najlepszym winowajcą, jak rodzic? Z góry wybaczcie za taki sposób, przywołania, ale nie mieliśmy wyboru. Jednakże przejdźmy do sprawy. Każdy z wybranych dzieci, otrzymuje kilka dni przed przybyciem do nas dar, który rozwija się w was stopniowo, aż osiągnie wiek pierwszorzędny. Później wysyłamy widma, które stopniową opętują bliską wam osobę, aż w końcu zdobywają nad nią władzę. I w taki sposób widma was zabijają, a wy wkraczacie w nasz wymiar. Oczywiście po wszystkim cofamy czas i dajemy wam żyć, ale teraz...proszę was o pomoc. Musicie użyć waszych mocy i pomóc nam walczyć z dziećmi pustki...co najgorsze, te dzieci to ludzie, którzy popełnili samobójstwo, bez przyczyny...czyli są puści. To tyle ze wstępu...Od jutra zajmiemy się treningiem, więc dobrze się wyśpijcie. Będziecie musieli podzielić się łożami, gdyż mam niestety tylko pięć pokoi. Nie martwcie się, kto z kim ma spać, pokoje same was wybiorą. Po tych słowach, lawowa istota rozpłynęła się w powietrzu, a na jej miejsce pojawiła się, dobrze nam znana istota, czyli Driana. Powitała nas radosnym głosem:
-Całę szczęście, ze nie daliście się zabić...była by szkoda stracić takich ludzi- po czym dodała uśmiechając się-Widziałam waszą walkę i powiem wprost, nikt tak nie zaczął, jak wy! Byliście wręcz rewelacyjni! Wróżę wam ciekawą przyszłość.
-Dziękujemy-odezwała się Neko, dojrzałym i o dziwo spokojnym głosem.
-Czy mogłabyś pokazać nam nasze sypialnie?-odezwał się Wildkeeper, ziewając ze zmęczenia.
-Ostatnie drzwi po lewej stronie-odrzekła.
-Okeeee...- odpowiedział ziewając i udał się do drzwi.
Po chwili za śladami keepera ruszyły dziewczyny, Patriel i Rolkimus. Zatem zostałem w sali z Drianą, Dziadem i Milokiem. Pierwszy zabrałem głos:
-Może opowiesz coś o tych darach?
-To są talenty otrzymane od dusz mitycznych stworzeń, które w was umieszczamy. Później z czasem i treningiem dusza zaczyna się rozwijać, aż w końcu można ją przywołać lub przemienić się w nią. Każdy z darów jest powiązany z osobą mitu. Ty na przykład możesz zamieniać w kamień, kolega za tobą potrafi przywoływać duszę zmarłych jak i nią być. Natomiast on-wskazała palcem na Miloka- może wspierać bliskich swoimi umiejętnościami, jak ich bronić.
W tym momencie usłyszałem ziewnięcie od Dziada i Miloka równocześnie. Ja też robiłem się, co raz bardziej senny, więc postanowiłem pójść z nimi na spoczynek. Pożegnaliśmy Drianę miłym uśmiechem i poszliśmy do sypialni. W tym momencie ujrzałem coś dziwnego. Istota ów ma dziwną plamę na dłoni, wyglądała jak poparzenie, ale gdzieś je już widziałem...tylko gdzie?
Poddaj się. Mówiłem sobie. Za dużo myślisz i tracisz powoli nad tym kontrolę. Idąc do drewnianych drzwi ,spojrzałem przelotnie na chłopaków. Szli równym miarowym tempem, nie patrząc na siebie, tylko przyglądając się obrazom. Po chwili znaleźliśmy się przed drzwiami. Nie czekając na resztę przeszedłem przez nie...i...niespodziewanie przeniosło mnie do pokoju z wielkim drewnianym łożem w stylu wiktoriańskim. Wielkie Lustro i obok obraz, małej dziewczynki z płonącymi włosami, dawały ciekawy efekt, że to pomieszczenie należy nie tylko do samej Amber...znaczy Królowej. Po chwili usłyszałem krzyk, odwróciłem głowę i...niczego nie zauważyłem. Może mi się zdawało. Po chwili, przebrany już w piżamę, która leżała w szufladce,położyłem się spać.
.
.
.
-AAAAA!
-AAAAA!-odpowiedziałem przerażony, wyskakując z łóżka. Patrząc na nie, ujrzałem kogoś, kto doprowadził mnie do zawału...to była Alex. Leżała w łóżku i wykrzykiwała w niebo głosy.
-Spokojnie, spokojnie, czemu tak się wydzierasz?!-odkrzyknąłem próbując opanować ją. Już zaczynałem tracic nad sobą kontrolę. Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi i oto weszła Driana witając nas:
-Za dziesięć minut w sali przed królewskiej.
-Ale...-próbowałem się zapytać dlaczego.
-Żadnych ale! to rozkaz Królowej
-eech-spojrzałem przelotnie na Alex-Czyli muszę spac na podłodze...
-Nie no co ty-odrzekła, chichocząc-Po prostu się zlękłam. Możesz spać ze mną, mnie to niczego nie zrobi...
-W takim razie, dziękuje i lepiej ruszaj się, bo możemy się spóźnić...
-Ok.
Wyszliśmy z sali i...jakimś cudem znaleźliśmy się na sali przed królewskiej. Wyglądał już, jak bez skazy, jakby nic się nie wydarzyło ostatniego wieczoru. Przed samymi drzwiami stała Amber, a obok niej Inferno, czyli jej ognisty pies.
-A zatem,-rzekła-Zaczynamy trening.
Już po chwili przywołała z lawy stwory różnej maści, od małych latając, kulek z jednym wielkim okiem, po lawowe olbrzymy z ostrymi odłamkami magmowymi zamiast odnóży.
** I tak o to, zaczęłam rozwijać się i uczyć od niego czegoś więcej, jak walki i współpracy...pomimo naszego losu.**


niedziela, 12 maja 2013

4. Pierwsza próba

 **No to zobaczmy, jak poradzą sobie nasi nowi goście...hi...hi, będzie ubaw**
Zacznijmy od tego, że znajdujemy się w sali przed królewskiej, a przed nami stoi dziesięć potworów różnej maści. Ponadto, zostaliśmy opuszczeni przez naszego przewodnika i nie wiemy, co powinniśmy uczynić. Niestety, nie mieliśmy zbytnio czasu na zastanowienie się, gdyż jedna z istot, dwumetrowy, pokryty skałą, a z jego pyska lała mu się lawa potwór, od razu rzucił się do szarży. Będąc metr od Monte, przygotowywał się do ataku, gdy nagła interwencja Neko i jej świecących pocisków, pozwoliło zrobić unik wysokiej dziewczynie. Niespodziewanie kolejny z grupy, kupa płonącego szlamu, na której szczycie widniało wielkie oko, zaczął ostrzeliwać nas gradem pocisków. Skoro mam dar Gorgony, to muszę z niego skorzystać. Wyminąwszy ledwo grad pocisków skupiłem się i przeniosłem kierunek mojego wzroku prosto w oczy bestii. Potwór przestał się ruszać. Stał nieruchomo i patrzył w moje oczy. Spróbowałem posunąć się jeszcze dalej, ze swoją mocą. Skupiłem się i wyobraziłem sobie, jak wróg zamienia się w kamień. Po chwili, ciało kupki szlamu, zaczęło stawać się posągiem. Jednakże, po niespełna minucie, o mal nie zostałem potraktowany płonącym biczem. Cios ten pochodził od ociekającego lawy demona, z płonącymi włosami i biczami zamiast rąk. Cudem uniknąwszy ataku, leżałem na ziemi i on już ponownie podnosił bicz, aby zaatakować, lacz nagle oślepił go lśniący pył. To była Lidka. Wytwarzała chmury pyłu i cisnęła nimi w oczy bestii. Rolkimus przywołał chowańca, który bił się z trzygłowym psem, zrodzonym z ognia i magmy. Nagle na brata Lidki, rzuciła się kobieto-podobna bestia, o płonących włosach i półmetrowych pazurach.
-CHOLERA!-wydarł się.
-Trzymaj się stary-Odezwał się Patriel, który osłaniał cały czas Neko. Po chwili skupił swoją moc i odepchnął istotę na dwa metry. Nagle istota wystrzeliła ogniem z ust. Skończyłoby to się fatalnie dla chłopaka, lecz w tym samym momencie Wildkeeper rzucił się osłaniając go swoim ciałem. Przerażony, krzyknąłem. Nagle zza płomieni odezwał się zirytowany głos:
-Czy ty sądzisz, że to może mnie powstrzymać?
-Całę szczęście-odezwałem się czując ulgę.
-Paul za tobą-wykrzyknął Dziad, który przenikał przez magmowe ciała wrogów, niczym duch.
Odwróciłem wzrok. Za mną Stała bestia o wielkim pysku, z którego ciekła lawa. Od razu usłyszałem dziki warkot i już myślałem, że umrę...gdy nagle świetlisty promień wystrzelił w niego i bestia upadła dwa metry ode mnie. To był Milok. Unosił się w powietrzu na niebiańskich skrzydłach. Po chwili zauważyłem, że Patriel, Lidka i Rolkimus, też wzbijają sie ku górze, każdy na innych skrzydłach. Po chwili Alex uniosła się także na nietoperzowych skrzydłach i razem w piątkę przeprowadzili szturm z góry. Milok strzelał świetlistymi promieniami, Patriel odpychał, Lidka oślepiała, jej brat przywoływał potworki, a Alex, która okazała się wampirzycą...rozszarpywała ich pazurami. Na ziemi zostali więc, ja, Neko, Wildkeeper, Dziad i Monte, krzycząca i nie wiedząca co robić. Niespodziewanie, Dziad oberwał z odłamku magmatycznej ziemi i upadł.Nagle nad nim ustał lawowy potwór, przykładający kawałek magmowego szponu do gardła . Wtedy krzyknęła:
-Osz ty! Łapy precz od niego!-i ku mojemu zdziwieniu, uderzyła potwora, który upadł kilka metrów dalej. Po chwili Monte uderzyła pięścią w ziemie, uwalniając elektryczną falę. Wszyscy wrogowie na ziemi zaczęli się trząść i nie mogli wyprowadzi żadnego ciosu.
-Teraz macie szanse-zawołała dziewczyna będąc ciągle w pozycji uderzeniowej.-nie wiem jak długo to utrzymam.
Od razu po tych słowach podbiegłem do pierwszego najbliższego przeciwnika i spojrzałem mu głęboko w oczy. On zrobił tylko przerażoną minę, lecz zaraz zaczął przemieniać się w skałę. Gdy skończyła się jego transformacja w posąg, uciekłem od niego, aby Neko, bądź kto inny,  mógł go zestrzelić. Nagle usłyszałem głos w głowię:"Masz moją moc...wykorzystaj ją dobrze i pamiętaj, aby zniszczyć posąg, bo jeśli zginiesz to wszystkie twoje arcydzieła skalne wrócą do normy..."
Po tych słowach od razu krzyknąłem:
-NEKO! zniszcz posąg!
-Okej-odpowiedziała szybko i po kilku sekundach pozostały tylko resztki z posągu. 
-Patriel podaj go do mnie!-zawołał keeper,  rozprawiając się z jednym z nich.Chłopak, który teraz unosił się na czarnych skrzydłach wyrzucił w jego stronę latającego węża, który był stworzony cały z odłamków skalnych. Wildkepper od razu rzucił nim i zaczął rozszarpywać jego ciało dłońmi. Niespodziewanie potwór wystrzelił w jego stronę strumieniem lawy, chłopak cofnął się o kawałek i nagle upadł. Potwór prześlizgnął się po podłodze owinął wokół niego i zaczął cały płonąć. Chłopak za chwilę będzie żywą grzanką!
Lecz nagle pojawiła się Alex, która rozerwała węża w pół i uwolniła chłopaka z jego uścisku. Ta od razu po ratunkowej akcji keepera, zostaje potraktowana płonącymi biczami. Chwila oddechu i nagle któreś z nas wykrzykuje:
-Fallen Angel-Repent!-głos należał do Patriela. Po chwili z jego rąk uwalnia się mroczne płomienie, którymi ciska w potwora z biczami. Stwór znika wydając siebie potworny okrzyk pełny agonii. 
Tym razem odzywa się Dziad:
-Ghost-Scared time!-i wokół niego roztacza się mroczna sfera, z której wylatują duchy atakujące potwory. Bestie przerażone uciekają i biegają w różnych kierunkach. Wtedy ja, niespodziewanie czuję silny przypływ energii i wypowiadam słowa, których nigdy nie słyszałem:
-Gorgon-Stone look!-Poczułem jak moje oczy wypełnia promień i  strzelałem nim tak długo jak mogłem. W między czasie udało mi się trafić trzy bestie.Po chwili usłyszałem za sobą Neko:
Witch-Meteor rain!-Nad nami pojawiły się magiczne pieczęcie, które chwilę po wypowiedzianych słowach wystrzeliły świecącymi pociskami w ziemię. Po widowiskowym deszczu magicznym, powstała wielka chmura dymu. Gdy się rozstąpiła nie było już żadnych śladów obecności, magmowych stworzeń. Szczęśliwi, usiedliśmy na ziemi. Wildkeeper wyglądał, o dziwo całkiem normalnie i co najdziwniejsze: bez żadnych śladów poparzeń. Na nasze nieszczęście z ziemi wyłonił się strumień lawy a z niego wyszedł ogromny pies stworzony z tego samego z czego się wyłonił. Nagle usłyszeliśmy głos:
-Inferno siad!-Ku ogromnemu zdziwieniu przez drzwi przeniknęła, wysoka, ubrana w czerwoną, obcisłą suknie dziewczyna, w wieku podobnym do naszego, o płonących włosach, czerwonych oczach i czerwono ptasich skrzydłach. Stojąc od nas niecały metr, ukłoniła się i odrzekła donośnym, dojrzałym tonem:
-Witam was serdecznie. Mam na imię Amber. Jestem królową tego pałacu i to ja na was nasłałam hordę lawowych bestii różnego rodzaju. Chciałam sprawdzić, czy im podołacie...i muszę przyznac, że spisaliście się...ale to może być za mało na potwory z pustki, dlatego też będę waszą nauczycielką i mentorką.Jakieś pytania?
-Tak, tylko jedno...-odezwałem się obolały i wycieńczony-Wyjaśni nam pani może, o co w tym wszystkim chodzi. Bo na razie mało co z tego rozumiem.
-Wszystko w swoim czasie...Gorgono.
Ostatnie słowo zawiesiła w powietrzu nadając mu dość poważny wydźwięk.

**Nawet, jeśli przeżyję, każdą chwilę na ziemi ponownie, to i tak nic nie będzie takie, jak zawsze...nic się nie zmieni, chyba że ktoś naprawi mnie i czas, tak abym mogła cieszyć się z życia i tego kim byłam...Kobietą, cieszącą się niezwykłą urodą, przed okrutnym czynem Ateny...**
   

3. Wieża Bastionu

**Zatem tamta dziesiątka istot ludzkich wkroczyła do mojego pałacu. Będzie prawdziwy ubaw z nimi, więc trzeba przygotować jadło i wiele atrakcji.Ale najpierw, niech moje dzieci ogniste przyjdą i sprawdzą ich siłę!!**
 -Ja chcę wiedzieć, gdzie jesteśmy?!- Piszczała Monte, jak mała dziewczynka-Ja chce do domu! Do psa, babci taty i ma..-w tym momencie ucichła.Odwróciła głowę i spojrzała na ogromną sale, w której się znajdowaliśmy. Była ona wielkości stadionu dla mistrzów świata w piłce nożnej i wyłożona po sufit  marmurem. Na ścianach widniały różne obrazy, płótna przedstawiające bitwy, lub ważne wydarzenia, a po obu stronach drzwi stały rzeźby, dwóch nagich kobiet. Podłoga stworzona pewnie z tego samego materiału co ściany, ozdobiona została malunkami, przedstawiającymi ludzkie dłonie, lub rozszarpane bestie. Droga do drzwi została wyłożona czerwonym dywanem, a obok w równej odległości stały pochodnie.
-Jak tu pięknie...-westchnęła Alex, która próbowała poprawić sobie włosy. Niestety brak rąk to ciężki problem dla niej. Podszedłem do niej i poprawiłem kosmyki włosów, zasłaniające jej na twarz.
-Dzięki-odpowiedziała lekko rumieniąc się. Spojrzała mi prosto w oczy. W tej chwili uświadomiłem sobie, że mogę ją zamienić w kamień, więc od razu odwróciłem wzrok w inną stronę. Ona tylko delikatnie się uśmiechnęła i skierowała pytanie do Driany, która akurat poprawiała obraz:
-Ekhem... czy powiesz nam może, co to za miejsce?
- Sala przed królewska...pomieszczenie, które znajduje się przed salą królowej.
-A tak coś poza tym? Może co to za budynek, do czego służy i jego historia?-dorzuciła się Lidka nadal z białą twarzą. lecz całkiem spokojnym głosem.
-Ech...ludzie są zawsze tacy ciekawscy?-odrzekła z nie ukrywaną ironią-Skoro już musicie wiedzieć...to od teraz jest to wasza baza i tymczasowy dom. Tutaj będziecie cwiczyc i przygotowywać się do walki. Oczywiście jeśli, któreś z was zrobi coś nie na miejscu, albo pokusi się o zdradę...może pożegnać się z życiem.
-Już się pożegnaliśmy-odparował Patriel pełnym goryczy tonem.
-Pewnie jesteś razem z tą dziewczyną?-zapytała się bez cienia wątpliwości wskazując na Neko.
-Tak-odpowiedział nie ukazując żadnych większych emocji.
Nagle usłyszeliśmy bicie zegara. Dziesięć uderzeń. Driana przestała się nagle unosić i opadła swobodnie na ziemie. Jej blask nagle znikł i teraz stała przed nami mała dziewczynka w dużej białej sukience.
-Zakazane jest używanie aury podczas rozmowy z królową, dlatego też nie mogę tutaj latać. A tak apropo...-nagle w jej dłoniach powstała biała, lśniąca kula, którą rzuciła w górę. Magiczna energia wybuchła, uwalniając stos piór, opadających swobodnie na nas. Po chwili oślepłem. Widziałem tylko biel i czasami przebłyski. Nagle wzrok powrócił. Spojrzałem na resztę, Wszyscy wyglądali na całych i zdrowych, bez żadnych ran, nawet jednego zadrapania, nie można było się doszukać.
-Czemu wcześniej tego nie zrobiłaś?-zapytał się Wildkeeper, który i tak nadal przekrzywiał głowę jak trup.
-Eheheh. Zapomniałam-odrzekła słodkim, dziecięcym tonem, który mnie zdziwił.
Nagle powstała przed nami dziesięć istot zrobionych z Lawy, magmy i ognia. dziewczynka spojrzała na nie przelotnie i odrzekła teleportując się:
-A zatem, powodzenia. Nie dajcie się zabić.
Zniknęła, a my zostaliśmy z grupą ognistych stworzeń. Miałem nadzieje, że posiadają oczy. Wtedy miałbym jakieś szanse.

**Są różne istoty na tej ziemi...jedne dobre inne złe, lecz te które są po środku, należą do najgorszych. Nigdy cie nie zabiją, ale i nie pomogą. Nie wiesz, kiedy odwrócą się od ciebie, aby wesprzeć innych. Zatem ufaj tylko sobie i bądź ostrożniejszy niż kiedykolwiek**  


2. Wszyscy razem w jednym kole...

**Dziesięć posągów...dziesięć dzieci...dziesięć win i kar...od chwili waszej śmierci, będziecie musieli walczyć ramię w ramię z tym co zwie się złem...choć i wy nie należycie do dobrych...**
A zatem, znajduje się w jakiejś krainie o nazwie...under...nieważne, nie jestem sam, gdyż są wraz ze mną czterej znajomi: Rolkimus, Lidka, Neko i Patriel. Każdy z nich włączając w to mnie umarł. Ponadto spotkaliśmy podczas naszej konwersacji na temat całego wydarzenia, Drianę...która powitała nas w oto tym świecie. Analizując całe wydarzenie można by przysiąc, że to wygląda na prawdziwą bajkę dla nastolatek z problemami życiowymi, ale...nie wyglądało.Szliśmy wszyscy razem za magiczną istotą.. Po chwili odezwała się:
-Chciałabym wam pokazac nasz świat, który uległ zniszczeniu przez...dzieci pustki.
- dzieci pustki?- zapytała się Neko z nieukrywanym strachem.
-Są to bestie, które powstają z nicości...czyli ludzkich żali i nienawiści. Co pięć lat wystawiamy do walki dziesięciorga ludzi,których coś łączy...tym razem obol przeznaczenia spadł na was...-ostatnie słowa wypowiedziała ze smutkiem.
-Ma pani na myśli złota moneta, która jest rzucana na mapę?-tym razem ja zadałem pytanie czując ogromny niepokój
-Pani ?...nie znam takiego słowa...mów mi Driada lepiej. I owszem to jest ta złota moneta, to obol przeznaczenia...niech zgadnę, miałeś sen Gorgono?-zapytała głosem poważnym, ale jednocześnie delikatnym jak powiew wiatru.
-G..g...gor...gono?- wydukałem przerażonym tonem.
-Czyli jeszcze o tym nie wiecie?-odrzekła zdumionym głosem-Obol przeznaczenia wybiera dzieci, które pochłoną duszę istot, aby posiąść ich moce i pokonać ponownie atakujące potwory pustki. Ty Paulu wchłonąłeś postać Gorgony, kobiety, która zmienia wszystko co żywe w kamień, magicznym spojrzeniem. 
Nagle mnie olśniło. Przecież mój tata spojrzał mi wtedy w oczy, gdy skamieniał. Ponadto on musiał o wszystkim wiedzieć. Przecież powiedział, że "znowu to robię". Poczułem ukłucie w sercu. Nie wiedziałem już, co powinienem czynić.Zagubiłem się w własnych myślach. Po chwili, poczułem czyjąś ręke na ramieniu. To patriel, który z uśmiechem odrzekł:
-Nie przejmuj się...ja moją mamę odrzuciłem na ścianę...samą siłą woli.
-A ja potraktowałam moją mamę świecącymi pociskami...-dołączyła się dziewczyna chłopaka.-Nawet nie wiesz, jak się wtedy przeraziłam, już chciałam do niej podbiec, przeprosić, kiedy ona nagle rzuciła się na mnie i zaczęła dusić.Później znalazłam się obok Patriela.
-Ja z Lidką natomiast, walczyliśmy z matką-dorzucił z żalem w głosie Rolkimus.- Młoda zaczęła rzucać jakimś lśniącym pyłem, a ja przez przypadek stworzyłem...chowańca.
-Chowańca ?!-zawołaliśmy z Neko i Patrielem.
-Mały diabełek, około metra wysokości i ze skrzydełkami...wtedy zjawiła się mama i najpierw rozprawiła się z chowańcem, a potem z nami. Pomimo umiejętności Lidki, niestety...zabiła nas. Najpierw ją potem mnie.-ostatnie słowa wypowiedział strasznie cicho i z żalem w głosie.
Nagle usłyszeliśmy Driadę:
-Wasze zgony zostały zaplanowane...kto miał umrzeć, kiedy, gdzie i jak.
Wszyscy  zatrzymaliśmy się. Oszołomiona całą sytuacja Lidka zemdlała. Neko wtuliła się w Patriela i zaczęła płakać, Rolkimus wziął siostrę na ręce i cały się trząsł, a ja tylko przygryzałem wargę i patrzyłem w ziemię  jak dziecko, które słyszy reprymendę od ojca.Ponownie zabrała głos lśniąca dziewczyna:
-Czy wy naprawdę uwierzylibyście, że wasi rodzice chcą was zabić za to jacy jesteście?
Znużonym tonem odpowiedziałem:
-Ja ta...
Niespodziewanie usłyszałem krzyki. Odwróciłem głowę aby, zbadać skąd dochodzą. Nagle osłupiałem. W grupce trzy osobowej biegli do nas kolejno: Monte, Alex i Milok. Pierwsza z grupy, miała nóż w głowię, za nią nieco niższa biegła bez rąk, a na końcu chłopiec o czarnych włosach, z rozciętym brzuchem. Biegli do nas jednocześnie wołając, abyśmy podbiegli. Gdy zetknęliśmy się z nimi na odległość dwóch metrów pierwsza odezwała się Monte płaczliwym głosem:
-Ludzie! Co tu się wyrabia, i dlaczego wszyscy wyglądacie jak z Horroru?
-Spójrz lepiej na siebie-odezwała się Alex dobiegająca z tym co pozostało z jej rąk.
-Ja przynajmniej mogę się podrapać po głowię-odparowała Monte, bez cienia radości.
-Możecie przestać?-zakończył Milok, ledwo chodzący, przez tą "ranę".
-Milok...-Odezwała się Lidka po przebudzeniu.
-EEEEJ!-usłyszeliśmy za sobą. Stał tam Dziad, czyli kolega w moim wieku z rozwaloną głową( w połowie na szczęście) i Wildkeeper, rówieśnik szkolny, z przekrzywionym karkiem.
Po chwili wszyscy byliśmy już w komplecie. Ja, Lidka, Rolkimus, Patriel, Neko, Monte, Alex, Milok, Dziad i Wildkeeper. Niespodziewanie zabrała głos Driana, która przyglądała się całej sytuacji:
-Zatem są już wszyscy...świetnie, możemy teleportować się razem do Wieży Bastionu. Wszyscy złapcie się za ręce i stwórzcie razem ze mną okrąg.
Tak jak powiedziała, tak uczyniliśmy. Wszyscy ustawiliśmy się w formacje okręgu i gotowi czekaliśmy na dalsze polecenia:
-Teraz powtórzcie za mną : "UR URDI BERA BASTIAN"
-UR URDI BERA BASTIAN- powiedzieliśmy pewnym siebie tonem.
Wokół nas zaczął powstawać świetlisty okrąg i już po chwili znaleźliśmy się w innym miejscu.
-Witam was serdecznie w Wieży Bastionu, waszej bazie i tymczasowych koszarach.-odezwała się Driana chóralnym głosem.

**I tak zaczęła się droga ku cierpieniu i śmierci, prawdziwej nienawiści, gdzie to co mieliśmy przepadło i już nie powróciło...**


 

sobota, 11 maja 2013

1. Początek końca...

**Archaniele...Upadły Aniele...Gorgono...Tytanie...Upiorze...Demonie...Wampirze...Wróżko...Trupie... Wiedźmo. Wy istoty powstania i znaczenia każdego z mitów, ponownie wstąpcie ze swoich światów, aby móc ponownie zrozumieć znaczenie swoich błędów. Od teraz, wasze dusze wejdą w ciała 10 dzieci wybranego regionu. W tym przypadku złota moneta spadła na...POLSKĘ!!**


-Ch-cholera!-krzyknąłem budząc się cały spocony. Znowu dręczy mnie ten sam sem. Już od ponad tygodnia. Staruszek z laską, ubrany w czarną szatę, dziesięć posągów, moneta lecąca na rozłożoną mapę... Podobno Alex i Lidka też miały podobny. Ciekawe,czy coś to oznacza ?
...7:00...
-Dzień dobry tato-powiedziałem wychodząc z pokoju w stronę ojca, który siedział na krześle i popijał kawę.On jak zwykle, zrobił teatralny gest, który miał oznaczać, żebym się szykował do wyjścia. Po chwili, jednak odezwał się do mnie z nie ukrywanym niepokojem w głosie:
-Wczoraj znowu krzyczałeś przez sen..
-Wiem tato...
-Synu ja już zaczynam się o ciebie martwić.-ostatnie słowa zawiesił w powietrzu, nadając im, dosyć ważne znaczenie.Nagle spojrzał mi w oczy. Przez chwile nie wiedziałem, o co mu chodzi, lecz niespodziewanie mój ojciec, siedział jak kamień. Nie ruszał się i wyglądał jakby dostał odrętwienia całego ciała. Przerażony nie wiedziałem jak się zachować. Patrzyłem na sufit, ściany, telewizor, aby znaleźć jakąś pomoc. Nagle usłyszałem głos zdumiony głos. Oddech mi przyspieszył, poczułem strach, jakbym zniszczył jakąś cenną rzecz mojemu rodzicowi. I wtedy usłyszałem:
-Co to było?
Spojrzałem na tatę. Jego mina jednoznacznie wskazywała, że jest zagubiony i nie wie, co ze sobą zrobić.
-Tato, co ci się stało?
Ojciec nawet nie chciał na mnie spojrzeć. Od razu wstał i pobiegł do łazienki wymijając mnie obok, tylko rzucając przelotnie:
-Znowu to robisz...TY POTWORZE!!
Zrobiło mi się słabo. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Podchodząc ostrożnym krokiem do toalety, dało się słyszeć jedynie uderzanie pięścią w ścianę i cichutkie łkanie. Stojąc w odległości metra od drzwi, nagle zadzwonił mój telefon. Trudno...on musi pozostać sam, ja natomiast powinienem przygotować się do szkoły.
Będąc już w pokoju, dzwonek telefoniczny ucichł. Wziąwszy telefon do ręki, sprawdziłem nie odebrane połączenia. Dzwonił do mnie Milok. Ciekawe czego chciał... Bez wahania nacisnąłem zieloną słuchawkę i czekałem aż odbierze. Po niespełna minucie usłyszałem:
-Siema, słuchaj mam taką sprawę... czy...u ciebie też twoi rodzice zwariowali?
To pytanie momentalnie zmroziło mnie całego. Przez chwile nie wiedziałem, czy kłamać, czy powiedzieć prawdę.
-U ciebie też?
-Niestety...podobna tak samo dzieje się u Lidki, Alex, Neko i Monte. 
-Słyszałem też, że podobno brat Lidki ma podobną sytuacje...
-A, ty... jak sobie radzisz?
-Dziękuje o troskę  na razie nic się nie wydarzyło...takiego strasznego oczywiście. 
-Dobra ja kończę, bo zaraz matka przyjdzie. Trzymaj się!
-Ty też!
Po rozłączeniu się usłyszałem za sobą cichy, pełny goryczy głos:
-Kto to był?
-Kolega tatu...-nawet słowa nie zdążyłem dokończyć. Od razu, ojciec rzucił się na mnie zamykając oczy i bijąc mnie na oślep. Gdy leżałem na ziemi, przygnieciony przez ciężar ojca i grad uderzeń, niczego nie mogłem dostrzec. Jego uderzenia prawie całkowicie zasłoniły mi jego sylwetkę i twarz.
-Cze...mu?-zaczął ojciec płaczącym głosem nie przerywając szarży-C Z E M U  jesteś moim synem? ZGIŃ !!!- Wykrzyczał nienaturalnie, dzikim głosem. Nagle przestał mnie atakować. Otworzyłem oczy, całe we łzach, lecz nagle skamieniałem. Ojciec wydłubał sobie oczy. A w ręku trzymał drewnianą nogę od stołu, która leżała u mnie w pokoju od nie pamiętnych czasów. Wszystko nagle zwolniło. Ojciec, atakujący mnie elementem stołu, oddech, reakcje...i nagle ciemność.
.
.
.
-O cholera...moja głowa...co się działo...-obolały wstałem z ziemi. Nie znajdowałem się już w moim pokoju. Byłem na pustkowiu o charakterystycznym księżycowym krajobrazie. Niczego praktycznie nie było. Żadnych drzew, kwiatów, trawy...tylko ziemia i chmury. Nagle usłyszałem czyiś jęk. Od razu dzikim pędem rzuciłem się w stronę usłyszanego dźwięku. Gdy dobiegłem do miejsca, skąd pochodził odgłozy...zamarłem. Na ziemi leżała Lidka i Rolkimus, jej starszy brat. Obaj mieli rozcięte tętnice, a ich ubrania były całe we krwi. Po chwili starszy z rodzeństwa otworzył oczy. Spojrzał na mnie i omal nie dostał zawału serca:
-Co ci się stało chłopie?
-MI?! To ty masz rozcięty kark!
-Ale ja nie mam rozwalonej czaszki...
Niespodziewanie dołączyła i młodsza
-O cholera...ale mnie kark boli...O KUR** co wam się stało ?
-Ty lepiej spójrz na siebie-odezwaliśmy się chóralnym tonem
-Czy to możliwe, że my...u m a r l i ś m y ?
-Chyba na to wygląda-odpowiedziałem jej na pytanie z żalem w głosie.
Nagle usłyszeliśmy wołanie. W naszą stronę szła powolnym krokiem Neko i Patriel, jej chłopak. Kiedy się do nas zbliżyli na odległość, trzech metrów doznałem ponownego szoku. Chłopak miał nóż w klatce, natomiast dziewczyna była cała sina. Od razu podbiegłem do nich, zapominając o kawałkach mięsa lecącego, z tego, co zostało moją głową.
-Patriel, Neko...co wam się stało?-zapytałem, ledwo powstrzymując się od płaczu.
-Sami chcielibyśmy wiedzieć...
Po chwili zabrała głos dziewczyna:
-Czy was też zabił własny rodzic ?
-Tak...-wymamrotaliśmy wszyscy razem
-Szczerze powiedziawszy nie rozumiem tylko...
Nagle za naszymi plecami pojawiła się śnieżno biała postać, ubrana w jedwabną szatę i złote bransoletki. Rozpuszczone blond włosy swobodnie unosiły się w powietrzu, tak jak jej całe ciało. Biła od niej biała aura, która przypominała blask słońca. Po chwili przemówiła czystym i delikatnym głosem:
-Jestem Driana, miło was poznać. Witamy w underworld's. Chodźcie za mną, a wytłumaczę wam wszystko.
*Wtedy jeszcze nikt nie wiedział co nas spotka w tej krainie i, co to wszystko ma znaczyć. Ale, gdybym, wtedy wiedział, o co w tym wszystkim chodzi...nigdy bym nie zaryzykował*.