niedziela, 26 maja 2013

8. Moja pierwsza wojna...

**Za późno...już nic nie zdziałamy...ten gnojek przyszedł po mój tron i po moja władzę...obiecałam sobie, że nikomu takiemu jak on nie oddam ! I choćbym miała zginać...nie cofnę się!!** 
 -K**** mać!- krzyknął Patriel, lecąc po raz kolejny na ziemie. Właśnie Walczyliśmy w trzy osobowym składzie, czyli ja, chłopak i Neko. Ja z dziewczyną walczyliśmy na ziemi, próbując odparować atak, tego przebrzydłego demona, a jej "boy" ostrzeliwał go z góry. Na próżno. Potwór, okazał się dzieckiem pustki( ależ niespodzianka!) i potrafił przecinać pociski, jak oraz je odbijać. Ale, co gorsza...miał zasłonięte oczy, więc z mojej mocy nici. Żaden z naszej drużyny nic nie mógł zrobić. Potwór bawił się nami, jak chciał. Nagle uznałem, że koniec. Muszę coś zrobic...Ale co? No właśnie i po chwili już wypowiedziałem zaklęcie:
-Disastrous Fate:...
-Oj oj oj nie wolno tak się rządzić, podczas mojej zabaaaawy!-tutaj pojawił się przede mną stwór i powalił rozcinając materiał mojego t-shirtu.Niespodziewanie usłyszałem głos Neko:
-Disastrous Fate: Burning at the stake!- Nagle...pojawił się z ziemi Drewniany krzyż, z którego wiły się łańcuchy. Nie minęła nawet chwila, a potwór został przywiązany i zaczął...płonąć w raz z krzyżem!
-RAAAAR...przeklęte gówniarze, jeszcze was dopadnę-wołał płonąc i sycząc z bólu-poczujecie gniew pustki!!
...
-Wszyscy ognia!-Zawołał Amber, stojąc na murach Bastionu.Na jej twarzy widniał gniew i chłód. Była bezwzględna, ale i zmartwiona...tylko czym? 
-Królowo! Król pustki, chce z panią rozmawiać !-Zawołała Driana, która przyleciała na mur prosto z frontu. Wyglądała...lekko mówiąc na dziecko z patologicznej rodziny. Cała we krwi, wszędzie sińce i rozcięcia...
-Wstrzymać ognień! 
W tym momencie nagle ucichło. Żadnych wystrzałów, wybuchów niczego. Nim zdążyli się wszyscy obrócic wyrosła przed nimi postać mężczyzny. Miał on czarne, długie sięgające do pasa włosy, chudą sylwetkę, odzianą w czarne szaty, na nogach buty, łudząco podobne do glanów wojskowych a w ręku trzymał kostur z trupią czaszką na szczycie. Jego oczy przypominały, coś w rodzaju, czarnych tuneli bez końca. 
-Witaj Feniksie...-Zaczął tonem pełnym szacunku, ale jednocześnie z lekką ironią.
-Witaj Lucyferze...
- Po co mamy przelewać krew, która jest cenna?
-Wątpie, abyście posiadali coś takiego...
-Ależ posiadamy moja droga...dziesięć posągów wybrało i dla nas...
-Niemożliwe! Taka moc, nie mogłaby zrobić czegoś tak potwor...
-Pierwsza zasada Underworldu kochana...Równowaga to podstawa!
-Nie jestem żadną K O C H A N Ą dla ciebie!
-eeech...jak zwykle napalasz się o byle co...nic się nie zmieniłaś...a wracając do tematu, mam dla ciebie propozycje. Wystaw swoją dziesiątkę przeciwko mojej dziesiątce?
-Ty gnoju...jeśli...
-Albo dowiedzą się prawdy o twoich błędach!-dokończył z okrutnym uśmiechem.
-Nie odw...aży...sz się...-wyjąkała, trzęsąc się, niczym galareta
-Ahahaha...chcesz się założyć?
-Brudne ścierwo...nie będę ryzykować tymi dziećmi, dle twojego chorego widzimi...
-W porządku-powiedziała niespodziewanie Lidka z poważnym wyrazem twarzy-Ja nie mam nic przeciwko
-Lid...-wyjąkała 
-Krew nie woda, więc i ja pójdę za siostrą-dodał Rolkimus, stojący za Lidką.
A zatem postanowione!-zawołał radośnie władca pustki-Teraz przejdźmy do zasad...
Stworzymy dwu-osobowe zespoły, każdy będzie walczył jednego dnia od południa do nocy na...Arenie przeznaczenia!
-Co?! Nie wyraziłam zgody!-powiedziała agresywnie, jakby wracała jej siła-to ja tutaj...
-Do zobaczenia!-nie dał dokończyć i przeniósł, się zostawiając po sobie dym.
-W co wyście się wpakowali...idioci!!!!-wykrzykiwała Amber odwrócona do Lidki i Rolkimusa. Była wręcz blada. Dosłownie!
-Musimy to zrobić...Królowo!-odrzekło rodzeństwo, zwieszając głowę w dół.
-Wy nie rozumiecie! Arena przeznaczenia to środek całego Underworldu, nikt wam z pomocą nie przyjdzie! Będziecie skazani na siebie! 
...
-Uwaga! Muszę wam coś ważnego powiedzieć!-powiedziała Amber spokojnym tonem. Znajdowaliśmy się w sali tronowej. Było to wielkie pomieszczenie, zdobione, kamiennymi gargulcami, z których pysków, ciekła lawa. Ponadto, zamiast okien znajdowały się witraże, przedstawiające, wizerunki różnych stworzeń. Każde z nich jednakże, kojarzyłem z legend.Na przeciwko drzwi znajdował się ogromny tron królewski, wykonany ze złota i ozdobiony czerwonym(wręcz krwistymi) kryształami. Amber siedziała na nim, a my staliśmy naprzeciwko niej, słuchając.-Jutro zostaniecie przeniesieni wraz z Drianą na Arenę przeznaczenia. Jest to miejsce, w którym będziecie walczyć wraz z dziesiątką innych ludzi. Codziennie będą wystawieni...
-D L A C Z E G O niby mamy walczyć?! -wykrzyczał Patriel w stronę królowej-Co nam to da, równie dobrze...
-Phoenix: Fire feather!-i tu z dłoni Amber, która podniosła ją ku górze, wyleciał stos piór, otaczających Upadłego Anioła-Jeszcze słowo, a te pióra wybuchną, zamieniając cię w kupkę pyłu...a wracając do tematu, zostaliście podzieleni, na dwu-osobowe zespoły, które będą wałczyć, z wrogą drużyną. Jutro wystartuje Patriel i Neko! Pojutrze Alex i Dziad! To tyle...możecie rozejść się do swoich sal.
W tym momencie, pióra znikły a chłopak, cały czerwony opuścił wraz z nami salę.  


Kilka słów od autora:
Od teraz będę pisał w pierwszej osobie, nie jako Paul, ale również jako inni członkowie "powieści" 
P.S  Mam nadzieję, że się wam chociaż podoba ;) 

     

 

czwartek, 23 maja 2013

7. Wojna rodzeństwa i kanonada wojny.

** Nienawidzę tego przebrzydłego gnojka...wydaje mu się, że jak posiada czystą esencje z dusz, to może robić wszystko, co mu się zachce. Parszywy K**** ! **
Wychodząc z pokoju, bałem się reakcji reszty. Skoro Milok zrobił minę, jakby mu striptizerka zdejmowała majtki za darmo. Będąc w drzwiach, spojrzałem przelotnie na współmieszkańca. On tylko odwrócił wzrok, jakby się wstydził. Nie dziwiłem mu się. Ledwo co można było na mnie patrzeć. Już znajdowałem się w sali, gdy usłyszałem krzyki:
-Ty tchórzu! Wyłaź!-wydzierała się Królowa bastionu, ciskając magmowymi włóczniami, lecącymi we wszystkich kierunkach. Omal nie dostałem w głowę. Niespodziewanie usłyszałem za sobą obcy, męski głos:
-Możesz mnie schować przed nią?
Odwróciłem głowę. Za mną stał niski, o niebieskiej cerze i włosach, unoszących się w powietrzu. Ubrany był w stary frak i staromodne kozaki. Biła od niego niebieskawa aura.
-yyy...-próbowałem coś wymyślić. Niespodziewanie usłyszałem dziki, nienaturalny wrzask Amber:
-Phoenix: Glory fire!-nagle wyrosły jej skrzydła, od których raziła poświata, niczym słońce w upalne dni. Od razu Spojrzała w moją stronę:
-A więc tam się ukrywasz!
-Spokojnie siostro...-usłyszałem za plecami
-N I E jestem twoją S I O S T R Ą ! Phoenix: Fire wing!-nagle jej dłonie zaczęły płonąć, a ona zaczęła nimi rysować coś na znak okręgu. Niespodziewanie wystrzeliły trzy ostrza w moją stronę. Zamknąłem oczy czekając na mój koniec. O dziwo nie doczekałem się go. Wokół mnie rozciągał się tarcza energetyczna, o łudząco podobnym kolorze co aura, istoty za mną.
-Zwariowałaś! chciałaś zabić swojego żołnierza!
-Ja nie...
-Jak ty się zachowujesz...rozumiem, że mnie nienawidzisz, ale nie ryzykuj cudzego życia, aby mnie zabić!
-Zamilcz! Zrobiłeś to celowo! Znowu chcesz mnie upokorzyć!
W tym momencie wyszła, przechodząc przez ściany. Po chwili odwrócił się do nas, patrząc na nas pobłażliwym wzrokiem:
-Wybaczcie jej ona po prostu...jest nieco rozdrażniona. O...tak gdzie moje maniery, zapomniałem się przedstawić. Mam na imię Gaelior Elenimnus. Jestem starszym bratem Amber.
-O co chodziło jej z tym, że zrobiłeś to celowo?-zapytałem się nieco roztrzęsiony, zapominając o podaniu swojego imienia.
-Właściwie...to...-zaczął się jąkając, się jakby szukał dobrej bajeczki-Ona...jest nieco agresywna i bardziej zwraca uwagę na wroga, a niżeli na sojusznika...
-Nie rozumiem. Mówisz, że woli zabijać, niż wspierać?
-To niezupełnie tak...ona...
W tym momencie przerwał mu krzyk, dobiegający spod drzwi prowadzących do sypialni. Odwróciłem głowę. Za mną stała Monte i Lidka, patrzące na mnie z przerażeniem.
-Co ci się stało?-powiedziała wysoka piskliwym przerażonym tonem
-Lepiej nie pytaj...
-Ale...co...ale jak?!
Może pozwoli pani-odrzekł Gaelior, który niespodziewanie pojawił się przed nią-Mam na imię Gaelior i mogę to wszystko wyjaśnić...otóż pański przyjaciel aktywował duszę...
-Jak niby?
-Używałeś jakiegoś polecenia poza podstawowym czarem?-zadał pytanie patrząc na mnie z dociekliwością.
Tak, jeśli dobrze pamiętam to nazywał się... Disastrous fate: End of beauty- Naglę, zaświeciło mi w oczach i poczułem dziwne mrowienie skóry. czułem, że zaraz stracę równowagę i upadnę. Kręciło mi się w głowię. Po chwili przestało. Spojrzałem na wszystkich po sali. Wyglądali na nieco zaskoczonych.
-To zaklęcie, którego używałeś to podstawowy czar do aktywacji prawdziwych zasobów Gorgony...korzystaj z nich mądrze..
-Aha...
W tym momencie doszła do nas reszta. Byliśmy już w komplecie i czekaliśmy na dalsze polecenia. Nie minęła minuta a tu nagle...BUCH! głośny wybuch, jakby ktoś zrzucił wszystkie zapasy bomb z II wojny światowej...spojrzałem po sali. Nic na razie nie ucierpiało ale wybuch wytoczył nas z równowagi i teraz wszyscy leżeliśmy w pozycjach...dość nienaturalnych. Z perspektywy ptaka wyglądałoby to jak, nie udane figury woskowe paralityków, spadających z wózka. Po chwili usłyszeliśmy kolejny wybuch tym razem mocniejszy! Nagle do sali wkroczyła królowa, wykrzykując:
-Do broni kompania! Siły wroga nas atakują!-
-...eee co?
I tutaj wybuchły nagle drzwi od Sali przed tronowej. W dymie stała postać, kształtem przypominająca połączenie anorektyka z wielką Kulą. Z pyska, który posiadał nie zliczoną ilość oczu, leciała maź. Jednak najbardziej zaskakująca były dwumetrowe szpony otoczone fioletowo-czarną energią. Istota przeniosła na nas swoje oczy i po chwili usłyszeliśmy:
-Dzieee...ciiiii chodźcie do dziadziusiaaaa!-ostatnie słowa były niczym warkot silnika samolotowego, szykującego się do startu. 
I tak o to jest nas dwanaścioro z czego dwoję się nienawidzi...świetnie!

**Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! On może za dużo wiedzieć i to jest najgorsze! On... nie powinien...nie zasłużył sobie na to...ale z drugiej strony mogę na tym zyskać...więc czemu czuję żal w sercu ?**

piątek, 17 maja 2013

6.Trening

**Pokażcie na co was stać! Mam nadzieje, że nie na darmo was tutaj ściągałam.**
-Cholera jasna!-wykrzyczał po raz kolejny Patriel, który próbował obronić się przed atakiem magmowego węża. Jego ciemne, włosy do szyi, całe spocone, oraz wypalona koszulka, ukazująca wyrzeźbioną sylwetkę...dawała wiele do myślenia. Teraz patrzył swoimi niebieskimi oczami, w bestię, która czekała na jego ruch. Bez chwili czekania od razu rzucił się na niego, celując sierpowym prosto w pysk. Nagle z ziemi dało się słyszeć Lidkę i Alex. Pierwsza z nich jest niską o drobnej budowie dziewczynką, z ciemnymi blond włosami. Druga natomiast,  nieco wyższą, hojnie obdarzoną przez naturę nastolatką o blond włosach i zielonych oczach. Za mną stała Neko, która osłaniała moje tyły i ostrzeliwała wrogów. Jej długie ciemne włosy, biała cera, wysoka, szczupła sylwetka i śnieżne oczy, czynią z niej idealną połówkę dla Upadłego Anioła. Milok, czarnowłosy dobrze zbudowany chłopak, też o błękitnych oczach, unosił się teraz i ratował plecy Patrielowi. W sylwetce jednakże, byli bardzo do siebie podobni, Rolkimus i Wildkeeper. Obaj byli chudzi i posiadali długie włosy. Z tą różnicą, że brat Lidki miał brązowe, a ten drugi blond.
Nagle usłyszałem wybuch.Okazało się, że Amber strzela pociskami, celując w Monte. Ona odbija je, ledwo nadążając za mentorką.
-No, szybciej!-naganiała ją -Pokaż na co cię stać Tytanio!
-eeech,ech...-sapała Monte-Ja już nie mogę, chwila przerwy...
-Nie ma przerwy! Na polu walki też nie będzie!-Wykrzyczała ognista Królowa, ciskając magmowym pociskiem. Dziewczyna zrobiła unik, co dosyć było nie prawdopodobne, przy jej wysokiej sylwetce. Swoje ciemne włosy miała zawiązane w kucyk. Zazwyczaj na nosie nosiła, różowe nerdy, jednak teraz wolała nie ryzykować ich utraty. W sumie nawet, nie przypominała wojowniczki. Zresztą  Dziad i ja też nie wyglądaliśmy. Chłopka w przeciwieństwie do mnie, był szczuplejszy i drobniejszej postury ode mnie i miał krótsze włosy tego samego koloru co ja, czyli blond. Ja natomiast byłem, najpulchniejszy z całej ekipy, przez co czułem się najgorszy...Nagle usłyszałem warkot i przed moją twarzą, przeleciał odłamek magmowy, kształtem przypominający włócznie. Wtedy usłyszałem głos:
-Ty może, lepiej się ruszaj, a nie stoisz, jak posąg-zawołała Amber śmiejąc się szyderczo-no ruszaj się!
-okee-zawołałem biegnąc w stronę nauczycielki. Ona nagle stworzyła trzy magmowe stwory, wyglądem przypominające jej psa. Biegły do mnie z prędkością, rozpędzonej torpedy i co najgorsze...nie posiadały oczów. Od razu odskoczyłem w lewą stronę, nie bacząc na możliwość upadku. Dzięki niezwykłej sile grawitacji, cudem uniknąłem bliskiego kontaktu z ziemią, ale stwory już nie. Jeden z nich rozpadł się na kawałki, natomiast tamte straciły tylko drobne elementy. Nie miałem czasu na obmyślenie planu, gdyż po chwili ponownie, musiałem bronic się przed "pieskami".
-No myśl, no myśl...jak obronić się przed czymś, co ma przewagę?-mówiła spokojnym tonem Amber.
Tylko, że jak ? Nic mi nie przychodziło do głowy...zupełnie nic. Niespodziewanie leciał w moim kierunku odłamek skalny, który wystrzelił jeden z potworów. Ku mojemu zaskoczeniu zrobiłem unik...mało tego, wyskoczyłem na wysokość dwóch metrów i ponownie doznałem przypływu mocy, jaki objawił mi się podczas mojej pierwszej walki:
- Disastrous fate: End of beauty-I nagle  spadło na nich coś w rodzaju niebiańskiego światła tylko, że brakowało w nim blasku i jasności. Po chwili bestie zaczęły rozpadać się przypominając powoli coś znacznie ohydniejszego, nawet od samego siebie. Stwory zamieniły się w pył. Gdy mózg znowu zaczął nadawać moje stare, w miarę normalne fale, od razu skierowałem pytanie do Magmowej Królowej:
-Jak ja to zrobiłem? Przecież nigdy czegoś takiego nie robiłem...
-To umiejętności i styl jaki narzuca wam Dusza-odrzekła spokojnym tonem-Jak myślisz...Dlaczego udało tobie i twoim przyjaciołom wygrać walkę, prawie bez zadrapań?
-To O N I mają nad nami taką władzę?!-wykrzyczałem nie mogąc uwierzyć.
-No co ty głuptasie-odpowiedziała spokojnie, śmiejąc się-Tylko w tym przypadku...
-tylko?
-Hmmm...CO TO ma być?-Powiedziała poważnym tonem-Już do ćwiczeń!-I po niespełna kilku sekundach, z ziemi wyłoniły się olbrzymie, lawowe motyle, wielkości bociania. Zamiast, aparatów gębowych, posiadały kolce. 
-No bez jaj!-wykrzyczałem
...
-O cholera!-wyrzucił z siebie Milok, oddychając z głośnością równej, lokomotywie. Wszyscy wyglądali na zmęczonych i wycieńczonych. Niektórzy nawet, zasypiali na miejscu. Właśnie skończył się trening. Amber stała i patrzyła na nas z politowaniem. Nagle pojawiła się Driana:
-Królowo...przybył pani brat-powiedziała poważnym tonem nie ukazując żadnych emocji.
-Czego O N tu szuka?-powiedziała zaciskając wargi.
-Mistrzu...-powiedziała cicho Neko-Czy jest coś o czym powinniśmy wiedzieć?
 -Jest wiele rzeczy wiedźmo...ale nie wiem czy zdąże wam wszystko to wyjaśnić. Póki co udajcie się do swoich pokoi, tam będzie na was czekać posiłek.
-Dobrze- odpowiedzieliśmy wszyscy razem
wchodząc do pokoju, znajdowałem się już w innym. Był on bardziej tropikalny i miał dużo rodzajów roślin. Nagle usłyszałem za sobą:
-Co ty tutaj robisz?
Odwróciłem głowę. Za mną stał Milok, spoglądający na mnie...dość niezwyczajnie.
-chyba tutaj śpię...-odrzekłem spoglądając na niego przelotnie.-zwykły pech i tyle.
-Czy ja wiem...-spojrzał na mnie-przynajmniej jedno z nas nie musi leżeć na podłodze...
-W sumie fakt-odpowiedziałem śmiejąc się.
Po ogarnięciu naszych ciał, położyliśmy się spać.
.
.
.
Już od rana poczułem dziwny ból. Spojrzałem na Miloka. Leżał za mną odwrócony twarzą w moją stronę. Wstałem z łóżka i pokierowałem się do Lustra. Nagle zamarłem. TO nie byłem ja! Przede mną stała inna osoba! Szczuplejsza sylwetka, dłonie przypominające szpony, złote lśniące oczy i włosy...to nie były włosy to były węże. Gdy tak stałem jak paralityk przed lustrem, nagle usłyszałem ziewnięcie.
-Milok!-zawołałem.
-Czego się wydzierasz o takiej...O KUR**!-wykrzyczał wręcz ostatnie słowa.
-No właśnie!
-Ale...nie wyglądasz ta strasznie i co ważniejsze...schudłeś!-odpowiedział próbując mnie pocieszyć.
Od tego momentu,gdy ujrzałem się w lustrze i zobaczyłem czym już jestem, moje życie troszeczkę się zmieniło tutaj...bo już nic bardziej go zmienić nie mogło.

**JAK! CZEMU! przecież on nie jest winny...on nie powinien ulec klątwie tylko dlatego, że...CHOLERNA ATENA! JE****  D****A!!**
  

wtorek, 14 maja 2013

5. Pierwsza noc w Bastionie...

**Od dzisiaj, będziemy niepokonani! od dzisiaj zniszczymy zło i naprawimy błędy, które...**
-Może zacznę od początku-powiedziała Amber tonem uprzejmym-Jesteście w moim pałacu, ostatniej stojącej twierdzy, w której istnieje coś po za pustką. Co pięć lat wybieramy dziesięcioro dzieci w wieku dojrzewania, aby stawili czoła złu. Sposób wybierania odbywa się, po przez rzut obolem przeznaczenia, która poszukuję odpowiednich ludzi. Tym razem padło na was. Aby ktokolwiek chciał się tu dostać, musi najpierw zginać w bardzo okrutny sposób, a jego winowajcą musi  być człowiek, coś znaczący dla tej osoby. A kto nie jest najlepszym winowajcą, jak rodzic? Z góry wybaczcie za taki sposób, przywołania, ale nie mieliśmy wyboru. Jednakże przejdźmy do sprawy. Każdy z wybranych dzieci, otrzymuje kilka dni przed przybyciem do nas dar, który rozwija się w was stopniowo, aż osiągnie wiek pierwszorzędny. Później wysyłamy widma, które stopniową opętują bliską wam osobę, aż w końcu zdobywają nad nią władzę. I w taki sposób widma was zabijają, a wy wkraczacie w nasz wymiar. Oczywiście po wszystkim cofamy czas i dajemy wam żyć, ale teraz...proszę was o pomoc. Musicie użyć waszych mocy i pomóc nam walczyć z dziećmi pustki...co najgorsze, te dzieci to ludzie, którzy popełnili samobójstwo, bez przyczyny...czyli są puści. To tyle ze wstępu...Od jutra zajmiemy się treningiem, więc dobrze się wyśpijcie. Będziecie musieli podzielić się łożami, gdyż mam niestety tylko pięć pokoi. Nie martwcie się, kto z kim ma spać, pokoje same was wybiorą. Po tych słowach, lawowa istota rozpłynęła się w powietrzu, a na jej miejsce pojawiła się, dobrze nam znana istota, czyli Driana. Powitała nas radosnym głosem:
-Całę szczęście, ze nie daliście się zabić...była by szkoda stracić takich ludzi- po czym dodała uśmiechając się-Widziałam waszą walkę i powiem wprost, nikt tak nie zaczął, jak wy! Byliście wręcz rewelacyjni! Wróżę wam ciekawą przyszłość.
-Dziękujemy-odezwała się Neko, dojrzałym i o dziwo spokojnym głosem.
-Czy mogłabyś pokazać nam nasze sypialnie?-odezwał się Wildkeeper, ziewając ze zmęczenia.
-Ostatnie drzwi po lewej stronie-odrzekła.
-Okeeee...- odpowiedział ziewając i udał się do drzwi.
Po chwili za śladami keepera ruszyły dziewczyny, Patriel i Rolkimus. Zatem zostałem w sali z Drianą, Dziadem i Milokiem. Pierwszy zabrałem głos:
-Może opowiesz coś o tych darach?
-To są talenty otrzymane od dusz mitycznych stworzeń, które w was umieszczamy. Później z czasem i treningiem dusza zaczyna się rozwijać, aż w końcu można ją przywołać lub przemienić się w nią. Każdy z darów jest powiązany z osobą mitu. Ty na przykład możesz zamieniać w kamień, kolega za tobą potrafi przywoływać duszę zmarłych jak i nią być. Natomiast on-wskazała palcem na Miloka- może wspierać bliskich swoimi umiejętnościami, jak ich bronić.
W tym momencie usłyszałem ziewnięcie od Dziada i Miloka równocześnie. Ja też robiłem się, co raz bardziej senny, więc postanowiłem pójść z nimi na spoczynek. Pożegnaliśmy Drianę miłym uśmiechem i poszliśmy do sypialni. W tym momencie ujrzałem coś dziwnego. Istota ów ma dziwną plamę na dłoni, wyglądała jak poparzenie, ale gdzieś je już widziałem...tylko gdzie?
Poddaj się. Mówiłem sobie. Za dużo myślisz i tracisz powoli nad tym kontrolę. Idąc do drewnianych drzwi ,spojrzałem przelotnie na chłopaków. Szli równym miarowym tempem, nie patrząc na siebie, tylko przyglądając się obrazom. Po chwili znaleźliśmy się przed drzwiami. Nie czekając na resztę przeszedłem przez nie...i...niespodziewanie przeniosło mnie do pokoju z wielkim drewnianym łożem w stylu wiktoriańskim. Wielkie Lustro i obok obraz, małej dziewczynki z płonącymi włosami, dawały ciekawy efekt, że to pomieszczenie należy nie tylko do samej Amber...znaczy Królowej. Po chwili usłyszałem krzyk, odwróciłem głowę i...niczego nie zauważyłem. Może mi się zdawało. Po chwili, przebrany już w piżamę, która leżała w szufladce,położyłem się spać.
.
.
.
-AAAAA!
-AAAAA!-odpowiedziałem przerażony, wyskakując z łóżka. Patrząc na nie, ujrzałem kogoś, kto doprowadził mnie do zawału...to była Alex. Leżała w łóżku i wykrzykiwała w niebo głosy.
-Spokojnie, spokojnie, czemu tak się wydzierasz?!-odkrzyknąłem próbując opanować ją. Już zaczynałem tracic nad sobą kontrolę. Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi i oto weszła Driana witając nas:
-Za dziesięć minut w sali przed królewskiej.
-Ale...-próbowałem się zapytać dlaczego.
-Żadnych ale! to rozkaz Królowej
-eech-spojrzałem przelotnie na Alex-Czyli muszę spac na podłodze...
-Nie no co ty-odrzekła, chichocząc-Po prostu się zlękłam. Możesz spać ze mną, mnie to niczego nie zrobi...
-W takim razie, dziękuje i lepiej ruszaj się, bo możemy się spóźnić...
-Ok.
Wyszliśmy z sali i...jakimś cudem znaleźliśmy się na sali przed królewskiej. Wyglądał już, jak bez skazy, jakby nic się nie wydarzyło ostatniego wieczoru. Przed samymi drzwiami stała Amber, a obok niej Inferno, czyli jej ognisty pies.
-A zatem,-rzekła-Zaczynamy trening.
Już po chwili przywołała z lawy stwory różnej maści, od małych latając, kulek z jednym wielkim okiem, po lawowe olbrzymy z ostrymi odłamkami magmowymi zamiast odnóży.
** I tak o to, zaczęłam rozwijać się i uczyć od niego czegoś więcej, jak walki i współpracy...pomimo naszego losu.**


niedziela, 12 maja 2013

4. Pierwsza próba

 **No to zobaczmy, jak poradzą sobie nasi nowi goście...hi...hi, będzie ubaw**
Zacznijmy od tego, że znajdujemy się w sali przed królewskiej, a przed nami stoi dziesięć potworów różnej maści. Ponadto, zostaliśmy opuszczeni przez naszego przewodnika i nie wiemy, co powinniśmy uczynić. Niestety, nie mieliśmy zbytnio czasu na zastanowienie się, gdyż jedna z istot, dwumetrowy, pokryty skałą, a z jego pyska lała mu się lawa potwór, od razu rzucił się do szarży. Będąc metr od Monte, przygotowywał się do ataku, gdy nagła interwencja Neko i jej świecących pocisków, pozwoliło zrobić unik wysokiej dziewczynie. Niespodziewanie kolejny z grupy, kupa płonącego szlamu, na której szczycie widniało wielkie oko, zaczął ostrzeliwać nas gradem pocisków. Skoro mam dar Gorgony, to muszę z niego skorzystać. Wyminąwszy ledwo grad pocisków skupiłem się i przeniosłem kierunek mojego wzroku prosto w oczy bestii. Potwór przestał się ruszać. Stał nieruchomo i patrzył w moje oczy. Spróbowałem posunąć się jeszcze dalej, ze swoją mocą. Skupiłem się i wyobraziłem sobie, jak wróg zamienia się w kamień. Po chwili, ciało kupki szlamu, zaczęło stawać się posągiem. Jednakże, po niespełna minucie, o mal nie zostałem potraktowany płonącym biczem. Cios ten pochodził od ociekającego lawy demona, z płonącymi włosami i biczami zamiast rąk. Cudem uniknąwszy ataku, leżałem na ziemi i on już ponownie podnosił bicz, aby zaatakować, lacz nagle oślepił go lśniący pył. To była Lidka. Wytwarzała chmury pyłu i cisnęła nimi w oczy bestii. Rolkimus przywołał chowańca, który bił się z trzygłowym psem, zrodzonym z ognia i magmy. Nagle na brata Lidki, rzuciła się kobieto-podobna bestia, o płonących włosach i półmetrowych pazurach.
-CHOLERA!-wydarł się.
-Trzymaj się stary-Odezwał się Patriel, który osłaniał cały czas Neko. Po chwili skupił swoją moc i odepchnął istotę na dwa metry. Nagle istota wystrzeliła ogniem z ust. Skończyłoby to się fatalnie dla chłopaka, lecz w tym samym momencie Wildkeeper rzucił się osłaniając go swoim ciałem. Przerażony, krzyknąłem. Nagle zza płomieni odezwał się zirytowany głos:
-Czy ty sądzisz, że to może mnie powstrzymać?
-Całę szczęście-odezwałem się czując ulgę.
-Paul za tobą-wykrzyknął Dziad, który przenikał przez magmowe ciała wrogów, niczym duch.
Odwróciłem wzrok. Za mną Stała bestia o wielkim pysku, z którego ciekła lawa. Od razu usłyszałem dziki warkot i już myślałem, że umrę...gdy nagle świetlisty promień wystrzelił w niego i bestia upadła dwa metry ode mnie. To był Milok. Unosił się w powietrzu na niebiańskich skrzydłach. Po chwili zauważyłem, że Patriel, Lidka i Rolkimus, też wzbijają sie ku górze, każdy na innych skrzydłach. Po chwili Alex uniosła się także na nietoperzowych skrzydłach i razem w piątkę przeprowadzili szturm z góry. Milok strzelał świetlistymi promieniami, Patriel odpychał, Lidka oślepiała, jej brat przywoływał potworki, a Alex, która okazała się wampirzycą...rozszarpywała ich pazurami. Na ziemi zostali więc, ja, Neko, Wildkeeper, Dziad i Monte, krzycząca i nie wiedząca co robić. Niespodziewanie, Dziad oberwał z odłamku magmatycznej ziemi i upadł.Nagle nad nim ustał lawowy potwór, przykładający kawałek magmowego szponu do gardła . Wtedy krzyknęła:
-Osz ty! Łapy precz od niego!-i ku mojemu zdziwieniu, uderzyła potwora, który upadł kilka metrów dalej. Po chwili Monte uderzyła pięścią w ziemie, uwalniając elektryczną falę. Wszyscy wrogowie na ziemi zaczęli się trząść i nie mogli wyprowadzi żadnego ciosu.
-Teraz macie szanse-zawołała dziewczyna będąc ciągle w pozycji uderzeniowej.-nie wiem jak długo to utrzymam.
Od razu po tych słowach podbiegłem do pierwszego najbliższego przeciwnika i spojrzałem mu głęboko w oczy. On zrobił tylko przerażoną minę, lecz zaraz zaczął przemieniać się w skałę. Gdy skończyła się jego transformacja w posąg, uciekłem od niego, aby Neko, bądź kto inny,  mógł go zestrzelić. Nagle usłyszałem głos w głowię:"Masz moją moc...wykorzystaj ją dobrze i pamiętaj, aby zniszczyć posąg, bo jeśli zginiesz to wszystkie twoje arcydzieła skalne wrócą do normy..."
Po tych słowach od razu krzyknąłem:
-NEKO! zniszcz posąg!
-Okej-odpowiedziała szybko i po kilku sekundach pozostały tylko resztki z posągu. 
-Patriel podaj go do mnie!-zawołał keeper,  rozprawiając się z jednym z nich.Chłopak, który teraz unosił się na czarnych skrzydłach wyrzucił w jego stronę latającego węża, który był stworzony cały z odłamków skalnych. Wildkepper od razu rzucił nim i zaczął rozszarpywać jego ciało dłońmi. Niespodziewanie potwór wystrzelił w jego stronę strumieniem lawy, chłopak cofnął się o kawałek i nagle upadł. Potwór prześlizgnął się po podłodze owinął wokół niego i zaczął cały płonąć. Chłopak za chwilę będzie żywą grzanką!
Lecz nagle pojawiła się Alex, która rozerwała węża w pół i uwolniła chłopaka z jego uścisku. Ta od razu po ratunkowej akcji keepera, zostaje potraktowana płonącymi biczami. Chwila oddechu i nagle któreś z nas wykrzykuje:
-Fallen Angel-Repent!-głos należał do Patriela. Po chwili z jego rąk uwalnia się mroczne płomienie, którymi ciska w potwora z biczami. Stwór znika wydając siebie potworny okrzyk pełny agonii. 
Tym razem odzywa się Dziad:
-Ghost-Scared time!-i wokół niego roztacza się mroczna sfera, z której wylatują duchy atakujące potwory. Bestie przerażone uciekają i biegają w różnych kierunkach. Wtedy ja, niespodziewanie czuję silny przypływ energii i wypowiadam słowa, których nigdy nie słyszałem:
-Gorgon-Stone look!-Poczułem jak moje oczy wypełnia promień i  strzelałem nim tak długo jak mogłem. W między czasie udało mi się trafić trzy bestie.Po chwili usłyszałem za sobą Neko:
Witch-Meteor rain!-Nad nami pojawiły się magiczne pieczęcie, które chwilę po wypowiedzianych słowach wystrzeliły świecącymi pociskami w ziemię. Po widowiskowym deszczu magicznym, powstała wielka chmura dymu. Gdy się rozstąpiła nie było już żadnych śladów obecności, magmowych stworzeń. Szczęśliwi, usiedliśmy na ziemi. Wildkeeper wyglądał, o dziwo całkiem normalnie i co najdziwniejsze: bez żadnych śladów poparzeń. Na nasze nieszczęście z ziemi wyłonił się strumień lawy a z niego wyszedł ogromny pies stworzony z tego samego z czego się wyłonił. Nagle usłyszeliśmy głos:
-Inferno siad!-Ku ogromnemu zdziwieniu przez drzwi przeniknęła, wysoka, ubrana w czerwoną, obcisłą suknie dziewczyna, w wieku podobnym do naszego, o płonących włosach, czerwonych oczach i czerwono ptasich skrzydłach. Stojąc od nas niecały metr, ukłoniła się i odrzekła donośnym, dojrzałym tonem:
-Witam was serdecznie. Mam na imię Amber. Jestem królową tego pałacu i to ja na was nasłałam hordę lawowych bestii różnego rodzaju. Chciałam sprawdzić, czy im podołacie...i muszę przyznac, że spisaliście się...ale to może być za mało na potwory z pustki, dlatego też będę waszą nauczycielką i mentorką.Jakieś pytania?
-Tak, tylko jedno...-odezwałem się obolały i wycieńczony-Wyjaśni nam pani może, o co w tym wszystkim chodzi. Bo na razie mało co z tego rozumiem.
-Wszystko w swoim czasie...Gorgono.
Ostatnie słowo zawiesiła w powietrzu nadając mu dość poważny wydźwięk.

**Nawet, jeśli przeżyję, każdą chwilę na ziemi ponownie, to i tak nic nie będzie takie, jak zawsze...nic się nie zmieni, chyba że ktoś naprawi mnie i czas, tak abym mogła cieszyć się z życia i tego kim byłam...Kobietą, cieszącą się niezwykłą urodą, przed okrutnym czynem Ateny...**
   

3. Wieża Bastionu

**Zatem tamta dziesiątka istot ludzkich wkroczyła do mojego pałacu. Będzie prawdziwy ubaw z nimi, więc trzeba przygotować jadło i wiele atrakcji.Ale najpierw, niech moje dzieci ogniste przyjdą i sprawdzą ich siłę!!**
 -Ja chcę wiedzieć, gdzie jesteśmy?!- Piszczała Monte, jak mała dziewczynka-Ja chce do domu! Do psa, babci taty i ma..-w tym momencie ucichła.Odwróciła głowę i spojrzała na ogromną sale, w której się znajdowaliśmy. Była ona wielkości stadionu dla mistrzów świata w piłce nożnej i wyłożona po sufit  marmurem. Na ścianach widniały różne obrazy, płótna przedstawiające bitwy, lub ważne wydarzenia, a po obu stronach drzwi stały rzeźby, dwóch nagich kobiet. Podłoga stworzona pewnie z tego samego materiału co ściany, ozdobiona została malunkami, przedstawiającymi ludzkie dłonie, lub rozszarpane bestie. Droga do drzwi została wyłożona czerwonym dywanem, a obok w równej odległości stały pochodnie.
-Jak tu pięknie...-westchnęła Alex, która próbowała poprawić sobie włosy. Niestety brak rąk to ciężki problem dla niej. Podszedłem do niej i poprawiłem kosmyki włosów, zasłaniające jej na twarz.
-Dzięki-odpowiedziała lekko rumieniąc się. Spojrzała mi prosto w oczy. W tej chwili uświadomiłem sobie, że mogę ją zamienić w kamień, więc od razu odwróciłem wzrok w inną stronę. Ona tylko delikatnie się uśmiechnęła i skierowała pytanie do Driany, która akurat poprawiała obraz:
-Ekhem... czy powiesz nam może, co to za miejsce?
- Sala przed królewska...pomieszczenie, które znajduje się przed salą królowej.
-A tak coś poza tym? Może co to za budynek, do czego służy i jego historia?-dorzuciła się Lidka nadal z białą twarzą. lecz całkiem spokojnym głosem.
-Ech...ludzie są zawsze tacy ciekawscy?-odrzekła z nie ukrywaną ironią-Skoro już musicie wiedzieć...to od teraz jest to wasza baza i tymczasowy dom. Tutaj będziecie cwiczyc i przygotowywać się do walki. Oczywiście jeśli, któreś z was zrobi coś nie na miejscu, albo pokusi się o zdradę...może pożegnać się z życiem.
-Już się pożegnaliśmy-odparował Patriel pełnym goryczy tonem.
-Pewnie jesteś razem z tą dziewczyną?-zapytała się bez cienia wątpliwości wskazując na Neko.
-Tak-odpowiedział nie ukazując żadnych większych emocji.
Nagle usłyszeliśmy bicie zegara. Dziesięć uderzeń. Driana przestała się nagle unosić i opadła swobodnie na ziemie. Jej blask nagle znikł i teraz stała przed nami mała dziewczynka w dużej białej sukience.
-Zakazane jest używanie aury podczas rozmowy z królową, dlatego też nie mogę tutaj latać. A tak apropo...-nagle w jej dłoniach powstała biała, lśniąca kula, którą rzuciła w górę. Magiczna energia wybuchła, uwalniając stos piór, opadających swobodnie na nas. Po chwili oślepłem. Widziałem tylko biel i czasami przebłyski. Nagle wzrok powrócił. Spojrzałem na resztę, Wszyscy wyglądali na całych i zdrowych, bez żadnych ran, nawet jednego zadrapania, nie można było się doszukać.
-Czemu wcześniej tego nie zrobiłaś?-zapytał się Wildkeeper, który i tak nadal przekrzywiał głowę jak trup.
-Eheheh. Zapomniałam-odrzekła słodkim, dziecięcym tonem, który mnie zdziwił.
Nagle powstała przed nami dziesięć istot zrobionych z Lawy, magmy i ognia. dziewczynka spojrzała na nie przelotnie i odrzekła teleportując się:
-A zatem, powodzenia. Nie dajcie się zabić.
Zniknęła, a my zostaliśmy z grupą ognistych stworzeń. Miałem nadzieje, że posiadają oczy. Wtedy miałbym jakieś szanse.

**Są różne istoty na tej ziemi...jedne dobre inne złe, lecz te które są po środku, należą do najgorszych. Nigdy cie nie zabiją, ale i nie pomogą. Nie wiesz, kiedy odwrócą się od ciebie, aby wesprzeć innych. Zatem ufaj tylko sobie i bądź ostrożniejszy niż kiedykolwiek**  


2. Wszyscy razem w jednym kole...

**Dziesięć posągów...dziesięć dzieci...dziesięć win i kar...od chwili waszej śmierci, będziecie musieli walczyć ramię w ramię z tym co zwie się złem...choć i wy nie należycie do dobrych...**
A zatem, znajduje się w jakiejś krainie o nazwie...under...nieważne, nie jestem sam, gdyż są wraz ze mną czterej znajomi: Rolkimus, Lidka, Neko i Patriel. Każdy z nich włączając w to mnie umarł. Ponadto spotkaliśmy podczas naszej konwersacji na temat całego wydarzenia, Drianę...która powitała nas w oto tym świecie. Analizując całe wydarzenie można by przysiąc, że to wygląda na prawdziwą bajkę dla nastolatek z problemami życiowymi, ale...nie wyglądało.Szliśmy wszyscy razem za magiczną istotą.. Po chwili odezwała się:
-Chciałabym wam pokazac nasz świat, który uległ zniszczeniu przez...dzieci pustki.
- dzieci pustki?- zapytała się Neko z nieukrywanym strachem.
-Są to bestie, które powstają z nicości...czyli ludzkich żali i nienawiści. Co pięć lat wystawiamy do walki dziesięciorga ludzi,których coś łączy...tym razem obol przeznaczenia spadł na was...-ostatnie słowa wypowiedziała ze smutkiem.
-Ma pani na myśli złota moneta, która jest rzucana na mapę?-tym razem ja zadałem pytanie czując ogromny niepokój
-Pani ?...nie znam takiego słowa...mów mi Driada lepiej. I owszem to jest ta złota moneta, to obol przeznaczenia...niech zgadnę, miałeś sen Gorgono?-zapytała głosem poważnym, ale jednocześnie delikatnym jak powiew wiatru.
-G..g...gor...gono?- wydukałem przerażonym tonem.
-Czyli jeszcze o tym nie wiecie?-odrzekła zdumionym głosem-Obol przeznaczenia wybiera dzieci, które pochłoną duszę istot, aby posiąść ich moce i pokonać ponownie atakujące potwory pustki. Ty Paulu wchłonąłeś postać Gorgony, kobiety, która zmienia wszystko co żywe w kamień, magicznym spojrzeniem. 
Nagle mnie olśniło. Przecież mój tata spojrzał mi wtedy w oczy, gdy skamieniał. Ponadto on musiał o wszystkim wiedzieć. Przecież powiedział, że "znowu to robię". Poczułem ukłucie w sercu. Nie wiedziałem już, co powinienem czynić.Zagubiłem się w własnych myślach. Po chwili, poczułem czyjąś ręke na ramieniu. To patriel, który z uśmiechem odrzekł:
-Nie przejmuj się...ja moją mamę odrzuciłem na ścianę...samą siłą woli.
-A ja potraktowałam moją mamę świecącymi pociskami...-dołączyła się dziewczyna chłopaka.-Nawet nie wiesz, jak się wtedy przeraziłam, już chciałam do niej podbiec, przeprosić, kiedy ona nagle rzuciła się na mnie i zaczęła dusić.Później znalazłam się obok Patriela.
-Ja z Lidką natomiast, walczyliśmy z matką-dorzucił z żalem w głosie Rolkimus.- Młoda zaczęła rzucać jakimś lśniącym pyłem, a ja przez przypadek stworzyłem...chowańca.
-Chowańca ?!-zawołaliśmy z Neko i Patrielem.
-Mały diabełek, około metra wysokości i ze skrzydełkami...wtedy zjawiła się mama i najpierw rozprawiła się z chowańcem, a potem z nami. Pomimo umiejętności Lidki, niestety...zabiła nas. Najpierw ją potem mnie.-ostatnie słowa wypowiedział strasznie cicho i z żalem w głosie.
Nagle usłyszeliśmy Driadę:
-Wasze zgony zostały zaplanowane...kto miał umrzeć, kiedy, gdzie i jak.
Wszyscy  zatrzymaliśmy się. Oszołomiona całą sytuacja Lidka zemdlała. Neko wtuliła się w Patriela i zaczęła płakać, Rolkimus wziął siostrę na ręce i cały się trząsł, a ja tylko przygryzałem wargę i patrzyłem w ziemię  jak dziecko, które słyszy reprymendę od ojca.Ponownie zabrała głos lśniąca dziewczyna:
-Czy wy naprawdę uwierzylibyście, że wasi rodzice chcą was zabić za to jacy jesteście?
Znużonym tonem odpowiedziałem:
-Ja ta...
Niespodziewanie usłyszałem krzyki. Odwróciłem głowę aby, zbadać skąd dochodzą. Nagle osłupiałem. W grupce trzy osobowej biegli do nas kolejno: Monte, Alex i Milok. Pierwsza z grupy, miała nóż w głowię, za nią nieco niższa biegła bez rąk, a na końcu chłopiec o czarnych włosach, z rozciętym brzuchem. Biegli do nas jednocześnie wołając, abyśmy podbiegli. Gdy zetknęliśmy się z nimi na odległość dwóch metrów pierwsza odezwała się Monte płaczliwym głosem:
-Ludzie! Co tu się wyrabia, i dlaczego wszyscy wyglądacie jak z Horroru?
-Spójrz lepiej na siebie-odezwała się Alex dobiegająca z tym co pozostało z jej rąk.
-Ja przynajmniej mogę się podrapać po głowię-odparowała Monte, bez cienia radości.
-Możecie przestać?-zakończył Milok, ledwo chodzący, przez tą "ranę".
-Milok...-Odezwała się Lidka po przebudzeniu.
-EEEEJ!-usłyszeliśmy za sobą. Stał tam Dziad, czyli kolega w moim wieku z rozwaloną głową( w połowie na szczęście) i Wildkeeper, rówieśnik szkolny, z przekrzywionym karkiem.
Po chwili wszyscy byliśmy już w komplecie. Ja, Lidka, Rolkimus, Patriel, Neko, Monte, Alex, Milok, Dziad i Wildkeeper. Niespodziewanie zabrała głos Driana, która przyglądała się całej sytuacji:
-Zatem są już wszyscy...świetnie, możemy teleportować się razem do Wieży Bastionu. Wszyscy złapcie się za ręce i stwórzcie razem ze mną okrąg.
Tak jak powiedziała, tak uczyniliśmy. Wszyscy ustawiliśmy się w formacje okręgu i gotowi czekaliśmy na dalsze polecenia:
-Teraz powtórzcie za mną : "UR URDI BERA BASTIAN"
-UR URDI BERA BASTIAN- powiedzieliśmy pewnym siebie tonem.
Wokół nas zaczął powstawać świetlisty okrąg i już po chwili znaleźliśmy się w innym miejscu.
-Witam was serdecznie w Wieży Bastionu, waszej bazie i tymczasowych koszarach.-odezwała się Driana chóralnym głosem.

**I tak zaczęła się droga ku cierpieniu i śmierci, prawdziwej nienawiści, gdzie to co mieliśmy przepadło i już nie powróciło...**


 

sobota, 11 maja 2013

1. Początek końca...

**Archaniele...Upadły Aniele...Gorgono...Tytanie...Upiorze...Demonie...Wampirze...Wróżko...Trupie... Wiedźmo. Wy istoty powstania i znaczenia każdego z mitów, ponownie wstąpcie ze swoich światów, aby móc ponownie zrozumieć znaczenie swoich błędów. Od teraz, wasze dusze wejdą w ciała 10 dzieci wybranego regionu. W tym przypadku złota moneta spadła na...POLSKĘ!!**


-Ch-cholera!-krzyknąłem budząc się cały spocony. Znowu dręczy mnie ten sam sem. Już od ponad tygodnia. Staruszek z laską, ubrany w czarną szatę, dziesięć posągów, moneta lecąca na rozłożoną mapę... Podobno Alex i Lidka też miały podobny. Ciekawe,czy coś to oznacza ?
...7:00...
-Dzień dobry tato-powiedziałem wychodząc z pokoju w stronę ojca, który siedział na krześle i popijał kawę.On jak zwykle, zrobił teatralny gest, który miał oznaczać, żebym się szykował do wyjścia. Po chwili, jednak odezwał się do mnie z nie ukrywanym niepokojem w głosie:
-Wczoraj znowu krzyczałeś przez sen..
-Wiem tato...
-Synu ja już zaczynam się o ciebie martwić.-ostatnie słowa zawiesił w powietrzu, nadając im, dosyć ważne znaczenie.Nagle spojrzał mi w oczy. Przez chwile nie wiedziałem, o co mu chodzi, lecz niespodziewanie mój ojciec, siedział jak kamień. Nie ruszał się i wyglądał jakby dostał odrętwienia całego ciała. Przerażony nie wiedziałem jak się zachować. Patrzyłem na sufit, ściany, telewizor, aby znaleźć jakąś pomoc. Nagle usłyszałem głos zdumiony głos. Oddech mi przyspieszył, poczułem strach, jakbym zniszczył jakąś cenną rzecz mojemu rodzicowi. I wtedy usłyszałem:
-Co to było?
Spojrzałem na tatę. Jego mina jednoznacznie wskazywała, że jest zagubiony i nie wie, co ze sobą zrobić.
-Tato, co ci się stało?
Ojciec nawet nie chciał na mnie spojrzeć. Od razu wstał i pobiegł do łazienki wymijając mnie obok, tylko rzucając przelotnie:
-Znowu to robisz...TY POTWORZE!!
Zrobiło mi się słabo. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Podchodząc ostrożnym krokiem do toalety, dało się słyszeć jedynie uderzanie pięścią w ścianę i cichutkie łkanie. Stojąc w odległości metra od drzwi, nagle zadzwonił mój telefon. Trudno...on musi pozostać sam, ja natomiast powinienem przygotować się do szkoły.
Będąc już w pokoju, dzwonek telefoniczny ucichł. Wziąwszy telefon do ręki, sprawdziłem nie odebrane połączenia. Dzwonił do mnie Milok. Ciekawe czego chciał... Bez wahania nacisnąłem zieloną słuchawkę i czekałem aż odbierze. Po niespełna minucie usłyszałem:
-Siema, słuchaj mam taką sprawę... czy...u ciebie też twoi rodzice zwariowali?
To pytanie momentalnie zmroziło mnie całego. Przez chwile nie wiedziałem, czy kłamać, czy powiedzieć prawdę.
-U ciebie też?
-Niestety...podobna tak samo dzieje się u Lidki, Alex, Neko i Monte. 
-Słyszałem też, że podobno brat Lidki ma podobną sytuacje...
-A, ty... jak sobie radzisz?
-Dziękuje o troskę  na razie nic się nie wydarzyło...takiego strasznego oczywiście. 
-Dobra ja kończę, bo zaraz matka przyjdzie. Trzymaj się!
-Ty też!
Po rozłączeniu się usłyszałem za sobą cichy, pełny goryczy głos:
-Kto to był?
-Kolega tatu...-nawet słowa nie zdążyłem dokończyć. Od razu, ojciec rzucił się na mnie zamykając oczy i bijąc mnie na oślep. Gdy leżałem na ziemi, przygnieciony przez ciężar ojca i grad uderzeń, niczego nie mogłem dostrzec. Jego uderzenia prawie całkowicie zasłoniły mi jego sylwetkę i twarz.
-Cze...mu?-zaczął ojciec płaczącym głosem nie przerywając szarży-C Z E M U  jesteś moim synem? ZGIŃ !!!- Wykrzyczał nienaturalnie, dzikim głosem. Nagle przestał mnie atakować. Otworzyłem oczy, całe we łzach, lecz nagle skamieniałem. Ojciec wydłubał sobie oczy. A w ręku trzymał drewnianą nogę od stołu, która leżała u mnie w pokoju od nie pamiętnych czasów. Wszystko nagle zwolniło. Ojciec, atakujący mnie elementem stołu, oddech, reakcje...i nagle ciemność.
.
.
.
-O cholera...moja głowa...co się działo...-obolały wstałem z ziemi. Nie znajdowałem się już w moim pokoju. Byłem na pustkowiu o charakterystycznym księżycowym krajobrazie. Niczego praktycznie nie było. Żadnych drzew, kwiatów, trawy...tylko ziemia i chmury. Nagle usłyszałem czyiś jęk. Od razu dzikim pędem rzuciłem się w stronę usłyszanego dźwięku. Gdy dobiegłem do miejsca, skąd pochodził odgłozy...zamarłem. Na ziemi leżała Lidka i Rolkimus, jej starszy brat. Obaj mieli rozcięte tętnice, a ich ubrania były całe we krwi. Po chwili starszy z rodzeństwa otworzył oczy. Spojrzał na mnie i omal nie dostał zawału serca:
-Co ci się stało chłopie?
-MI?! To ty masz rozcięty kark!
-Ale ja nie mam rozwalonej czaszki...
Niespodziewanie dołączyła i młodsza
-O cholera...ale mnie kark boli...O KUR** co wam się stało ?
-Ty lepiej spójrz na siebie-odezwaliśmy się chóralnym tonem
-Czy to możliwe, że my...u m a r l i ś m y ?
-Chyba na to wygląda-odpowiedziałem jej na pytanie z żalem w głosie.
Nagle usłyszeliśmy wołanie. W naszą stronę szła powolnym krokiem Neko i Patriel, jej chłopak. Kiedy się do nas zbliżyli na odległość, trzech metrów doznałem ponownego szoku. Chłopak miał nóż w klatce, natomiast dziewczyna była cała sina. Od razu podbiegłem do nich, zapominając o kawałkach mięsa lecącego, z tego, co zostało moją głową.
-Patriel, Neko...co wam się stało?-zapytałem, ledwo powstrzymując się od płaczu.
-Sami chcielibyśmy wiedzieć...
Po chwili zabrała głos dziewczyna:
-Czy was też zabił własny rodzic ?
-Tak...-wymamrotaliśmy wszyscy razem
-Szczerze powiedziawszy nie rozumiem tylko...
Nagle za naszymi plecami pojawiła się śnieżno biała postać, ubrana w jedwabną szatę i złote bransoletki. Rozpuszczone blond włosy swobodnie unosiły się w powietrzu, tak jak jej całe ciało. Biła od niej biała aura, która przypominała blask słońca. Po chwili przemówiła czystym i delikatnym głosem:
-Jestem Driana, miło was poznać. Witamy w underworld's. Chodźcie za mną, a wytłumaczę wam wszystko.
*Wtedy jeszcze nikt nie wiedział co nas spotka w tej krainie i, co to wszystko ma znaczyć. Ale, gdybym, wtedy wiedział, o co w tym wszystkim chodzi...nigdy bym nie zaryzykował*.