czwartek, 27 czerwca 2013

10. Patriel i Neko vs. Duet Piekieł

Paul
-Wstrzymać konie moi drodzy !-Oznajmił tajemniczy głos. Znajdowaliśmy się metr od przeciwnej drużyny. Wokół nas, zaczął powstawać dym, który powoli odbierał nam, pole widzenia. Po kilku sekundach, zrobił się tak uciążliwy, że zamknąłem oczy. I oto znalazłem się na widowni.Na dole pozostała tylko czwórka. Patryk, Neko i dwie dziwne dziewczyny. Jedna z nich, miała długie, proste, ciemne włosy i czerwone oczy. Ubrana w skórzaną kurtkę i spódniczkę, do kolan czarne podkolanówki, a na nogach, wysokie buty na koturnie. Co do jej towarzyszki, była od niej o pół głowy niższa i podobnie ubrana. Różniły ją tylko, rude włosy spięte w kok, i ostry, czerwony makijaż. Rywale stali naprzeciw siebie, w odległości trzech metrów. Po między nimi stał ogromny kielich, w którym płonął ogromny ogień. Czekaliśmy na reakcję. Ja stałem na samym dnie widowni z resztą przyjaciół. Wszyscy krzyczeliśmy ile sił, motywując pozostałą dwójkę. Nagle, coś sobie uświadomiłem. Gdzie jest pozostała ósemka, z drużyny przeciwnej ? Zacząłem rozglądać się, szukając ich. Dopiero po chwili, ujrzałem ludzi siedzących w środkowym rzędzie. Każdy z nich miał na sobie szatę, która zakrywała, całe jego ciało.
-Witajcie na Arenie !-oznajmił głos na arenie. Pochodził on od kukiełki, która zapewne miała niecały metr wysokości. Była ona ubrana w garnitur, z włosami ulizanymi. Jedyne co nie pasowało, to szeroki uśmiech i oczy, które zostały nierównomiernie rozmieszczone. -Nazywam się Puppekin. Będę sędziował wasze walki, zatem pozwólcie, że przedstawię wam zasady. Pierwsza,walczymy tak długo, aż jedna ze stron opadnie z sił. Druga, nikt z zewnątrz nie może wam pomóc. I trzecia, jeśli ktoś, zechce uciekać, to niech liczy na śmierć. To tyle, a teraz zaczynamy !
Nie minęła nawet chwila, a niższa, z dwójki dziewczyn,skoczyła w górę i wykrzyknęła zaklęcie:
-Succubus:Slavery!-I w tym momencie jej ciało pokryły czerwone, łuski, włosy zamieniły się w ogień, a oczy zmieniły barwę na czarną.Po chwili z jej ciała, została wysłana czarna fala, która rozchodziła się po całej arenie. Neko stała i patrzyła. Wyglądało na to, że zaklęcie nie wpłynęło na nią w żaden sposób.
-Ha...-zaczęła z przekąsem-Na szczęście nie będziesz dla mnie już wyzwaniem...
-Hi,hi,hi...-zaczęła się piekielnie chichotać- J A raczej nie, ale on...-wskazała na Patriela- raczej tak.
Neko przeniosła wzrok, na chłopaka. I w tym momencie zamarła. Jego oczy były wypełnione czarną substancją, która zalewała mu oczy. Na jego twarzy, zaczęły tworzyć się czarne żyły. Po chwili odwrócił głowę w stronę dziewczyny i powiedział z chłodem:
-Nie jesteś moją dziewczyn...-I tutaj nagle się zatrzymał. Zaczął się trząść. Upadł na ziemię i krzyczał jakby wyrywali mu kończyny na żywca. Dziewczyna miała strach w oczach.  Zdołała jedynie wyduśic:
-Patriel !! Co ci jest ?!
-On już nie jest, tym kim był dla ciebie dawniej-odrzekła rudowłosa- Od teraz jest moją marionetką. Spójrz tylko-i po chwili w jej dłoniach powstał flet, zakończony głową kozła, nucąc jednocześnie-potęgo melodii piekieł, stwórz koszmar i znajdź w nim odpowiedź. Niech piekło pochłonie tego, który zakochał się i oddał dusze diabłu...
I w tym momencie, Wszystkie, czarna substancja, wchłonęła się, a żyły znikły. Teraz chłopak stał na przeciwko niej z gniewem w oczach. To nie ten sam Patriel...mówiłem sobie. On jest pod wpływem jakiegoś czaru, tylko...co to za czar? Próbowałem coś wymyślić. Jednak niespodziewanie usłyszałem okrzyk. To Neko, poleciała kilka metrów, pchnięta przez Patriela. Biedak...nie panował nad sobą. Chodził równo, a po chwili wypowiadział ze spokojem:
 -Disastrous fate: Fall into Darkness!
I naglę, ciało jego pochłonęła ciemność. Wyrosły mu duże, czarne, opierzone skrzydła, włosa unosiły się teraz lekko do góry, a z ust i oczy, wydobywał się czarny dym, który przypominał duszę. Po niecałej sekundzie, w stronę wiedźmy( czyli Neko) poleciały dwa czarne kruki, które płonęły, czarnym ogniem. Dziewczyna, cudem uniknęła jednego, jednak drugi, trafił ją w ramie, tworząc okropne poparzenie. 
-I jak się walczy z ukochanym ?- Zapytała tym razem ciemnowłosa, bawiąca się od samego początku włosami.- Zapewne nie zabijesz go, ale on nie będzie miał, żadnych skrupułów. Przynajmniej nie teraz...
-Skąd wiesz, że jesteśmy parą?-docięła jej, dysząc i sapiąc.
-Moja przyjaciółka, umie czytacz w myślach swoich ofiar, więc raczej nic nie masz od ukrycia. 
-Tępe dziw...
Ne zdążyła dokończyć, gdyż w tym momencie, Patriel, złapał ją za kark. Podniósł ją i zaczął mocno ściskać, tak, że dziewczyna z trudem łapała oddech.
-Patrielu...-Zawołała rudowłosa-jeszcze jej nie zabijaj. Ale na razie połam jej nogi.
Chłopak puścił. Gdy  upadła, chłopak już przygotował się do uderzenie butem w jej łydkę, lecz ona wykrzyknęła:
-Witch:Meteor Rain !
I z nieba zleciały lśniące kule, które narobiły gigantycznego problemu. Wykorzystując tą chwilę dziewczyna, uciekła, i pobiegła nieco dalej, jednak musiała się też liczyć z tym, że mogą to uznać za probe ucieczki. Widać, było, jak Patriel ją potraktował. Ogromne oparzenie, na ramieniu, krew lecąca z ust, zapewne od krwotoku wewnętrznego. Ale nadal stała i było widać, że nie zamierz się poddać. Z jej oczu biła pewność siebie i odwaga. 
-Nekoooo! Dasz radę! Skup się!-wołała przez łzy Lidka i Alex. Zadziwiające, jak obie się dogadywały. 
-Coś tu jest nie tak...-mówiłem sobie na głos. Tylko co, co , CO ?!
Zaraz...przecież, Patriel zmienił się o z chwilą przywołania fletu. Czy to oznacza...
-NEEEKOO!!-krzyknąłem z całych sił-Zniszcz najpierw  FLEET!!
Spojrzała się w stronę dziewczyny. Chyba zrozumiała ! Przez chwilę czułem spokój, jednak nagle, któż złapał mnie za rękę. To nikt z naszej drużyny! On, Ona...W każdym razie to coś, trzymało mnie za rękę i patrzyło na arenę wielkimi oczami. Było całe czarne, bez ubrania, bez niczego...tylko, wyłupiaste, czarne oczy i szeroki uśmiech.
-K...kim ty jesteś?-wydukałem, niczym przestraszone dziecko. 
-OD dzisiaj, jestem twoim przyjacielem...a raczej panem. Czujesz swoich przyjaciół, zapewne nie...A zatem nie masz teraz żadnego wsparcia. Słuchaj mnie uważnie, bliskie ci osoby w tej krainie, są naznaczone mrocznym  kielichem. Zapewne nigdy nie będzie ci znana jego moc, jednakże przejdźmy do sedna sprawy. Masz dwa wyjścia. Pierwsze, to oddanie życia, za przyjaciół, na walce lub poprzez samobójstwo. Drugie, to przyłączenie się do nas. Co wybierasz ? Każdy z tych wyborów, inaczej wpłynie na twoją przyszłość. Masz czas do końca walki, później oni zostaną zmieceni z powierzchni życia. 
Cień znikł. Wszystko wróciło do normy. Świat "znormalniał". Stałem tak przez chwilę myśląc, co zrobić. Albo ich zdradzę, albo zginę. To drugie i tak jest wiadome. Jednakże nie chcę umierać bez żadnego śladu.
Zaraz, zaraz...Mam ! już wiem co zrobię. Spoglądam najpierw na przyjaciół. Są zapatrzeni w walkę, a więc nie zauważą mojego zniknięcia. Powolutku usuwam się w cień. Naglę, poczułem uścisk, na moim nadgarstku.
-Podjąłeś decyzjo, Gorgono ?
-Tak. Przyłącze się do was, ale...-próbowałem odpowiadać , jak najspokojniej.
-Słucham, czego pragniesz?-odpowiedział spokojnie.
-Zamienię ich w kamień i wyślę w jakieś odludne miejsce.
-Skoro, taka jest twoja wola...
...
-To już chyba wszyscy...-powiedział olbrzym, który należał do przeciwnej drużyny. Byliśmy na ogromnym klifie. Przerwaliśmy turniej. Ja zamieniłem wszystkich w kamień, a tamci rozprawili się ze strażą i sługusami. W sumie, udało się także uwolnić z pod Upadłego Anioła. Cała dziewiątka, stała w postaci, kamiennych posągów.  
-Jeśli pozwolisz...-zacząłem spokojnie-chciałbym się z nimi pożegnać.
Wielkolud milczał. Na szczęście on był jedynym, który  mi pomógł, więc poza nim nie ma już nikogo. Gdy tamten odwrócił się plecami do mnie, wyciągnąłem nóż. Był z co prawda z mosiądzu, ale za to bardzo ostry. Po cichutku podszedłem do wielkoluda. Zawołałem go. Odwrócił się i...pach! Nóż trafił go prosto w kark. Powoli padał i umierał...a ja stałem ze smutkiem w oczach. Gdy umarł, ja podszedłem z łzami w oczach do przyjaciół. 
-Byliście wspaniali...przepraszam za to, że tak was ratuję, ale nie miałem innego wyjścia. Nie chcę abyście zginęli...nie chcę. 
Każde posąg ucałowałem w policzek i przytuliłem. Po chwili byłem już gotów. Nie poddam się. Biegnę w stronę klifu. Ocalę ich nawet za cenę własnego życia. Skok w pustkę... i ostatni lot...

** Idioto ! Chcesz poświecić własne życie, dla nich ?! Czemuż...nie, on zrobił dobrze. To moja wina. Za bardzo nim manipulowałam. Zawsze byłam uległa i głupia, a teraz przez to ginie chłopiec ! NIE !
NIE ! NIE! Nie pozwolę na to !      

     

             

3 komentarze:

  1. Świetna notka, naprawdę dobrze Ci idzie, oby tak dalej. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem poważnie rozczarowany, miałem nadzieję, że będą opisane od początku do końca wszystkie walki w turnieju a skończyło się na niedokończonej pierwszej rundzie i akcja nabrała takiego tempa, że się pogubiłem v.v" Mimo to ogromny plus za umiejętności Patriela mimo iż było ich naprawdę niewiele trafiły w mój gust. Mam nadzieję, że kolejne części rozjaśnią całą tą sprawą bo jak na chwile obecną naprawdę nie wiem o co chodzi w końcówce nawet po przeczytaniu "małego wyjaśnienia". Rozwiałeś moją nadzieję na ten rozdział ; /

    OdpowiedzUsuń